„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.” Właściwie ten fragment z Ewangelii (Mt 5, 1-12) mógłby wystarczyć za całe pouczenie. Cóż więcej potrzeba duszy maleńkiej, która otrzymuje tak cudowne zapewnienie od Boga? Błogosławieni wszyscy pokorni, mali, uznający swoją słabość i swoją nędzę, przyjmujący siebie takimi, jakimi są w rzeczywistości, godzący się na swoje „nic”, albowiem stają się największymi bogaczami, bo do nich należy Królestwo Niebieskie.
Kiedy spojrzysz na samego siebie, gdy krytycznym wzrokiem ocenisz to, kim jesteś, jakie posiadasz cechy, to, co w swoim życiu zdobyłeś, osiągnąłeś, kiedy spojrzysz na siebie w codzienności, każdego dnia na swoje relacje z bliskimi i z innymi osobami, kiedy uczynisz to w sposób jak najbardziej obiektywny, cóż zobaczysz? Jeśli otworzysz się na łaskę, jeśli światło Boże dotrze do twego serca, zrozumiesz, jak bardzo człowiek jest małym stworzeniem, jak bardzo jest słabym. Porównanie chociażby do mrówki wobec słońca wydaje się dobrym porównaniem, a jednak mrówka jest olbrzymem. Człowiek jest jeszcze mniejszy niż mrówka w porównaniu do słońca. Ty wobec Boga jesteś tak maleńkim pyłkiem, że nie da się ciebie porównać do Jego nieskończoności. Nie da się porównać twojej słabości wobec Jego mocy, twego „nic” wobec Jego mądrości.
Cała sprawa jednak polega na tym, abyś to uznał. Dopiero kiedy widząc swoją ogromną słabość, uznasz ją, pogodzisz się z nią, stajesz się ubogi w duchu. I paradoksalnie dopiero wtedy stajesz się najbogatszym, najwspanialszym, największym – stajesz się posiadaczem Królestwa Niebieskiego. Dopiero wtedy twoja dusza otwiera się prawdziwie na istnienie Boga i zawiera w sobie całego Boga. Wtedy przemieniany jesteś tak, że upodabniasz się do Boga i w sobie zawierasz Jego przymioty. Twoim staje się Jego pokój, Jego miłość, Jego mądrość, Jego moc. Dzieje się tak dopiero wtedy, kiedy uznajesz prawdziwie, autentycznie swoją słabość, kiedy godzisz się, przyjmujesz swoją nędzę; kiedy pokornie uznajesz przed Bogiem, że jesteś niczym i że do niczego nie jesteś zdolny. Nie uzurpujesz sobie prawa do posiadania czegokolwiek – ani mądrości, ani zdolności, ani umiejętności. Nie uznajesz, że to, co w życiu zgromadziłeś należy do ciebie, czy jest twoją zasługą, cokolwiek by to było. Dopiero wtedy, kiedy Bogu oddajesz wszystko i Bogu przypisujesz całe dobro, które dzieje się w twoim życiu, kiedy stajesz się najmniejszym z najmniejszych prawdziwie, bez udawania, stajesz się najbogatszy.
Słowa Jezusa o ubogich w duchu niosą ze sobą wielką radość, wielką nadzieję. Powinny każdą duszę uczynić najszczęśliwszą. Dlaczego więc wokół spostrzegamy ludzi smutnych? Dlaczego i w tobie nie ma ciągłej radości? Może jeszcze nie pogodziłeś się tak do końca z tym, kim jesteś naprawdę? Chociaż człowiek jest maleńki, najmniejszy, to chciałby górować, chciałby coś znaczyć, posiadać różne rzeczy albo zdolności, albo umiejętności. Za każdym razem, kiedy chciałbyś coś posiadać (cokolwiek by to było), aby znaczyć, aby troszeczkę być wyżej, rezygnujesz z Królestwa Niebieskiego i stajesz się największym nędzarzem. Kiedy się nic nie posiada, to się nic nie traci. Ale kiedy ty mając obiecane Królestwo Niebieskie, dobrowolnie z niego rezygnujesz, dopiero wtedy stajesz się największym nędzarzem, bankrutem, przegranym. Dzisiaj Jezus znowu wypowiada do ciebie słowa niosące niezwykłą nadzieję, dające radość. Mówi: Ciesz się, bo do ciebie, duszo najmniejsza, należy Moje Królestwo. Ja cały należę do ciebie. Cały tobie się oddaję. I każdego dnia podczas Eucharystii, kiedy widzisz przed sobą Hostię, Bóg mówi do ciebie: Jesteś błogosławiony, bo stajesz się najbogatszym na świecie. Będąc stworzeniem najsłabszym, najmniejszym, najuboższym, najlichszym, pokornie przyjmując Boga, stajesz się bogaczem. Wszystkie bogactwa świata wobec twojego bogactwa są śmieciem, są niczym.
Co zrobić, aby nie żyć w przygnębieniu, ale w radości? Jedynym takim sposobem jest pogodzenie się ze sobą samym, a więc zgoda na to, jakim jestem; zobaczyć w tym niezwykły zamysł Boży. Bóg stworzył człowieka i daje mu takie możliwości. Choć uczynił go tak małym, to przeznacza do niezwykłej wielkości, obdarza nieskończonością. I choć serce ludzkie jest tak małe, tak niepozorne może pomieścić całego Boga. Wtedy staje się najszczęśliwsze – posiada wszystko. Królestwo Boże w nas jest. Za każdym razem, kiedy przyjmujemy prawdę o sobie, stając przed Bogiem, uniżamy się, stajemy się uczestnikami Królestwa Bożego w pełni. Trudno jest czasami przyjąć swoją małość. Szczególnie wtedy, kiedy to, co widzimy nie zgadza się z naszymi pragnieniami, wyobrażeniami o sobie. Nie zgadza się z tym, cośmy sobie zaplanowali, zwłaszcza, kiedy inni mogą zobaczyć ten dysonans. Trudno jest zgodzić się na bycie tak małym. Ale ta zgoda jest jedynym sposobem, aby być szczęśliwym. Tylko zgoda na to, że się jest niczym, że się nic nie wie, nie potrafi i nie ma sił, czyni ciebie posiadaczem największego bogactwa. Stajesz się właścicielem Królestwa Niebieskiego. Twoje serce wypełnia się Bogiem i wszystko co do Niego należy, co jest w Nim, jest w tobie. Dopiero wtedy, kiedy godzisz się na swoje prawdziwe ubóstwo, stajesz się wolnym, bowiem już sama chęć bycia jakimś, a więc posiadania jakiejś cechy, która w naszych oczach czyni nas nieco lepszymi, stawia nieco wyżej, sprawia, że nie jesteśmy ubodzy w duchu.
Kiedy przyjrzymy się sobie, stając w prawdzie, analizując różne sytuacje, zobaczymy, że w każdej z nich nie jesteśmy ubodzy w duchu, bo człowiek zawsze chciałby więcej, lepiej, inaczej, bo to karmi jego pychę, bo wtedy ma o sobie lepsze mniemanie, bo czuje samozadowolenie, inni mają lepsze zdanie o nas i stajemy się bogaczami, a nie ubogimi w duchu. Ci, którzy idą jakąś drogą duchową, pochłaniają dużo książek o różnych duchowościach, nawet nie zdają sobie sprawy, w jak wielkim są niebezpieczeństwie – są bogaczami, a nie ubogimi w duchu. Ci, którzy pragną czynić dobro i je czynią, nawet nie wiedzą jak często są w wielkim niebezpieczeństwie, gdy zaczynają sobie przypisywać to dobro, które uczynili. Czują satysfakcję, samozadowolenie i przestają być ubodzy w duchu, a przecież czynią dobro, dobre uczynki. To, czy ktoś jest ubogi w duchu, czy nie, leży w nim samym, w jego stosunku do samego siebie wobec Boga, w jego stawaniu w prawdzie przed Bogiem. Bardzo często ci, którym wydaje się, że idą drogą świętości, nie są ubogimi w duchu, bo na tej drodze ciągle zbierają dowody na swoją świętość. Odbierają chwałę już teraz. Kto im odda tę chwałę potem? Nikt.
Ubogi w duchu, to również taki, który widząc w innych tę samą słabość, nicość, akceptuje ją, bo akceptuje i rozumie słabość swoją, bo pogodził się ze swoją słabością, ze swoją nędzą. Jest w stanie przyjąć i czyjąś nędzę, bo ją rozumie. Kiedy ciebie denerwują słabości innych, kiedy nie potrafisz się powstrzymać, aby nie uczynić jakiejś uwagi drugiej osobie, spójrz na siebie. Prawdopodobnie nie pogodziłeś się ze swoją nędzą, dlatego innym wytykasz, zwracasz im uwagę.
Ubogi w duchu – to człowiek szczęśliwy, bo wolny od różnego bogactwa, od chęci bycia doskonałym w każdym calu, chęci bycia świętym, w tym niewłaściwym rozumieniu.
Ubogi w duchu – to stojący przed Bogiem, przyjmujący Jego wolę w pełni, akceptujący tę wolę; godzący się na to, w jaki sposób Bóg go stworzył i jak zaopatrzył na życie.
Za każdym razem, kiedy chciałbyś być inny, kiedy zbierasz coś, aby być innym, to tak jakbyś robił wyrzut Panu Bogu, że nie stworzył ciebie jak należy. Kiedy nie godzisz się na to, jaki jesteś, to tak jakbyś Panu Bogu wytykał, że coś Mu się nie udało. A ty przecież jesteś Jego stworzeniem! Bóg stworzył ciebie tak, abyś mógł żyć wiecznie, tylko trzeba to przyjąć. Nie szukaj swego sposobu na wieczność, bo twój sposób będzie taki jaki jesteś ty – mały, słaby, nędzny. Bóg czyni cię najszczęśliwszym – daje ci samego Siebie. Ty przyjmując siebie takim, jakim ciebie Bóg stworzył, takim, jakim jesteś, godząc się na to, przyjmujesz Boga w pełni. Jeśli robisz jakieś zastrzeżenia, nie przyjmujesz Boga w pełni. „Błogosławieni ubodzy w duchu” – szczęśliwe te dusze, które uznają swoją nicość, bo one stają się bogaczami. Posiadają Królestwo Niebieskie.
Połóż swoje serce na Ołtarzu i poproś, aby Duch Święty przekonywał ciebie dzisiaj do tych słów Jezusa: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie”.
Modlitwa
Kocham Ciebie, mój Jezu! Pragnę Ci podziękować za to, że dajesz się cały memu sercu; za to, że czynisz mnie duszą najbogatszą na świecie, bo duszą posiadającą Boga. Przychodzisz, Jezu, na Ołtarz, schodzisz na ziemię bez żadnych fanfar, bez widocznego orszaku, bez wiwatów, bez oklasków. Dookoła na ziemi dzieje się tyle różnych rzeczy i spraw, a Ty w tym momencie, tutaj, w ciszy przychodzisz do nas. Wchodzisz w naszą ludzką rzeczywistość w jakimś momencie historii. Przychodzisz cały, rzeczywisty, prawdziwy. Przychodzisz do nas z całą mocą swoją. O, Panie, moje serce doznaje wzruszenia, moja dusza wpatruje się w Ciebie.
Cały świat żyje w jakimś złudzeniu, nie zauważa Ciebie, który właśnie przychodzisz. O, jak bardzo ci wszyscy, którzy Ciebie nie widzą są nieszczęśliwi. O, jak bardzo szczęśliwe są nasze serca, że mogą Ciebie gościć. Dziękuję Ci, Jezu i uwielbiam Ciebie.
***
Dziękuję Ci, Jezu! Stworzyłeś mnie tak cudownie, bo każde dzieło rąk Twoich jest wspaniałe. A to piękno, jakie widzę w stworzeniu jest pięknem Twoim, wyraża się w miłości, którą obdarzasz każdego z nas. W tym jest również i moje piękno – jestem umiłowanym. Ta świadomość daje mi wielkie szczęście. Sprawia, że jeszcze bardziej pragnę Ci dziękować za to, że mnie stworzyłeś i za to, jakim mnie stworzyłeś. Dziękuję Ci za to, że jestem tak mały i tak słaby, i za to, że przyjmując moją słabość, przyjmuję jednocześnie całego Ciebie. To jest niezwykłe! To jest cudowne! Dziękuję, że umiłowałeś mnie miłością, której nie da się wyrazić słowami. Dziękuję Ci! Twoja miłość płynie z Krzyża, a jego piękno wzrusza mnie i pobudza moje serce do miłości.
O, Panie, wszystko uczyniłeś tak cudownie. We wszystkim odbija się Twoje piękno, Twoja miłość, Twoja dobroć, Twoja mądrość i w tym wszystkim mogę uczestniczyć. O, Panie, jak mógłbym Ci podziękować, jak uwielbić! Dziękuję Ci, Jezu, bo stworzyłeś mnie po to, aby moja dusza mogła posiąść Ciebie. Abym mógł cały należeć do Ciebie i być najszczęśliwszą duszą. Dziękuję Ci, Jezu!
***
Jesteś Bogiem. Służą Ci Aniołowie, wychwalają Ciebie Święci. Czynią to w najpiękniejszy, w najdoskonalszy sposób. Ale Ty zapraszasz również i moją duszę do tego uwielbienia. Dla mojej duszy to wielki zaszczyt móc razem z Aniołami i Świętymi Ciebie wielbić. Ja nie potrafię tego robić tak jak oni. Jednak w cudowny sposób wprowadzasz moją duszę w to uwielbienie Nieba, że i moje uwielbienie staje się tak pięknym i tak doskonałym. Chciałbym, Panie, razem z Twoimi Aniołami tańczyć dla Ciebie. Jak opisać to cudowne uwielbienie, które Ciebie otacza również tutaj? Wierzę, ja to wiem, że uczestniczymy we wszystkim, w całym uwielbieniu Nieba, które zeszło tutaj razem z Tobą, które towarzyszy Ci. A jest tak piękne, że możliwość uczestniczenia w tym daje duszy szczęście, radość, zachwyca i budzi w sercu tak wielką miłość do Ciebie i wdzięczność, że chciałbym jeszcze więcej, jeszcze bardziej Ciebie wielbić.
Będę Ci śpiewać, Jezu, ze świadomością, że mój śpiew porwany przez uwielbienie Aniołów i Świętych, połączony będzie z cudownym uwielbieniem Ciebie. Będę w nim uczestniczyć. O, Panie, jakie to szczęście móc Ciebie wielbić!
***
Dziękuję Ci, Jezu za to, że mogę Ciebie uwielbiać; za to, że mogę śpiewać Tobie, grać; że ja, mała dusza, takie „nic” mogę uczestniczyć w uwielbieniu Aniołów, Świętych; że to moje uwielbienie włączane jest w wielką chwałę całego Nieba. To dla mnie szczęście. To niezwykłe wywyższenie dla mnie. To dowód Twojej miłości. Czuję się obdarowanym tak hojnie, kochanym tak bardzo.
O, Panie mój, dziękuję Ci, że mogę Ciebie uwielbiać. Dziękuję, że mogę śpiewać Tobie i że Ty przyjmujesz moje uwielbienie. Ty przyjmujesz wszystko. Zdaję sobie sprawę, że w moim ludzkim uwielbieniu nie ma harmonii, nie ma takiego piękna, jakie jest w uwielbieniu Aniołów i Świętych, że to moje uwielbienie musi brzmieć jak jakiś wielki fałsz wobec ich pięknego śpiewu. Ale jednocześnie wiem, że Ty bierzesz to małe, słabe, nędzne uwielbienie i łączysz z uwielbieniem Aniołów i wtedy wybrzmiewa ono w cudowny sposób. Wierzę też, że gdy dla Ciebie tańczę, gdy dla Ciebie się ruszam, to choć moje ruchy są niezdarne, to tańczę wśród Aniołów. Ich taniec spowija mój, łączy mój z ich i staje się pięknym. Moje ruchy stają się wtedy piękne, a kroki mego tańca oddają Tobie chwałę.
Panie, to wszystko sprawia, że czuję się tak kochanym. Doświadczam tak wielkiej Twojej miłości, że chciałbym jeszcze dziękować i jeszcze wielbić. Chciałbym całe moje serce otworzyć i objąć nim Ciebie. Chciałbym posiąść Ciebie już na zawsze. Chciałbym zniknąć w Tobie. Chciałbym, abyś moją duszę tak zjednoczył ze Sobą, abym już żył całkowicie w Tobie i z Tobą. Uświadamiam sobie, że nic nie robię, że moje uwielbienie, które wydawało mi się, że jest jakąś formą dawania mnie Tobie, jest niczym. Bo w momencie, kiedy wielbię Ciebie, Ty obdarowujesz mnie tak hojnie, tak ogromnie.
O, Panie, dziękuję Ci za wszystko – za to, czego nie da się wysłowić; za to, czego moja dusza nie zauważa, za wszystko. Chcę Cię prosić, abym mógł nieustannie żyć w uwielbieniu, nieustannie oddawać Tobie cześć, abym nieustannie składał Tobie hołd. Och, Panie, nie chcę niczego innego, tylko Ciebie wielbić i kochać. Nie chcę niczego posiadać, chcę posiadać tylko Ciebie. Proszę, abyś tak usposabiał moją duszę, abyś tak ją poprowadził. Proszę, pobłogosław nas, Panie.
Refleksja
Postawa pokory, zgoda na swoją małość, przyjęcie prawdy o sobie wprowadza duszę w bliskość Boga. Rodzi wdzięczność i pragnienie uwielbienia. Dusza wielbiąc doświadcza miłości.
Powróćmy do dzisiejszego fragmentu Ewangelii. Jeszcze raz niech wybrzmią w waszych sercach słowa: „Błogosławieni ubodzy w duchu”. Zachwyćmy się, że to właśnie o nas mówi Jezus i że to właśnie nas obdarowuje największym bogactwem. Zachwyt nad tą prawdą budzi pragnienie uwielbienia. A gdy dusza wielbi opływa w Bożą miłość.
Otwórzmy się jeszcze bardziej na dar miłości, na uwielbienie, na obecność Boga. Niech udziałem naszych dusz będzie radość płynąca z miłości, która wypełnia duszę. I aby ta radość prowadziła nas w życiu. Bądźmy radośni. Uwolnijmy się od wielkości, od bogactwa, jakiekolwiek ono by nie było. Stańmy się ubogimi w duchu, a więc wolnymi, aby Bóg mógł nas ubogacić. Aby to On stał się naszym największym Skarbem. Może trzeba zaryzykować, wyznaczyć sobie jeden dzień i w tym dniu przyjąć każde Słowo i nim starać się żyć? A kiedy doświadczymy już wolności, radości, to zapragniemy i w kolejnym dniu tak żyć i w następnym. Tylko trzeba raz spróbować pójść na całość.
Błogosławię was w tym – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.