„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało” (Łk 10, 2). Patrząc na stan współczesnego Kościoła, na ilość kapłanów w różnych krajach, rzeczywiście robotników jest mało. Można i na pewno trzeba te słowa odnosić do kapłanów. Liczba robotników Pańskich, którzy powinni być wysłani na żniwo jest zbyt mała i z każdym rokiem maleje. Państwa, które jakiś czas temu uchodziły za chrześcijańskie, które w niektórych wiekach były wielkimi mocarstwami, gdzie większość osób była wierzących, a głos Kościoła był głosem decydującym, teraz cierpią na brak kapłanów, stają się wtórnie pogańskimi.
Żniwo wielkie. O, jak bardzo człowiek potrzebuje Boga. Każda dusza, bez względu na to, czy jest to dusza uznająca wiarę w Boga czy też nie, każda potrzebuje Boga. Każdy człowiek bez względu na to, czy przyznaje się do wiary czy też uważa siebie za osobę niewierzącą, a nawet walczącą z Kościołem, każdy potrzebuje Boga. Każde serce ludzkie spragnione jest miłości Bożej, a więc miłości doskonałej, takiej, jaką jest Bóg. Tej miłości człowiek szuka, choć nieudolnie. Chce takiej miłości doświadczyć w relacji ludzkiej i nie doświadcza. Bardzo często człowiek nie uświadamia sobie potrzeby miłości doskonałej i szuka zaspokojenia swego serca zupełnie gdzie indziej. Myśli, że ten niepokój, który cały czas w nim jest, uda się jakoś złagodzić dążąc do przeróżnych celów. Jedni realizują się w karierze zawodowej, inni sięgają po władzę, starają się zarobić jak najwięcej pieniędzy, urządzają dom, kupują najnowsze, najdroższe sprzęty, jeszcze inni spędzają wolny czas w jakichś drogich kurortach, hotelach, jeżdżą za granicę na drogie wycieczki. Realizują swoje pragnienia, których do końca nie rozumieją, źle je sobie tłumaczą i w związku z tym nieustannie nadal doświadczają braku spełnienia, nie mają pokoju w sercu. I zastanawiają się, dlaczego chociaż osiągnęli to, czego pragnęli, nadal nie są zadowoleni. Sięgają dalej, więcej, wyżej i stale jest nie to. Dziwią się, że to, do czego dążą nie daje im szczęścia, a relacje z bliskimi nie układają się tak, jakby tego chcieli. Każdy człowiek w głębi swojej duszy, nieraz bardzo głęboko, ma ukryte pragnienie, by należeć do Boga, który jest czułym, miłującym, wszechmocnym Ojcem. Każda dusza spragniona jest miłości ojcowskiej, która wytycza pewne ramy, a jednocześnie, która przebacza. Każdy spragniony jest miłości miłosiernej, która jest wyrozumiała dla ludzkich słabości. Każdy pragnie miłości, która dla niego poświęci wszystko. Nie szkodzi, że człowiek nie deklaruje głośno takich pragnień. Nie szkodzi, że otwarcie mówi o swoim ateizmie, iż owszem wierzy, ale nie praktykuje. W głębi serca każdy człowiek spragniony jest miłości – Bożej miłości – a szuka jej nie tam gdzie trzeba. Skoro żniwo wielkie, ale robotników brakuje, Bóg posyła nie tylko kapłanów. Bóg posyła różne dusze, bo każda dusza, która otwiera się na miłość Bożą, prawdziwie przyjmuje ją i stara się nią żyć, może być robotnikiem, żniwiarzem, apostołem, uczniem Jezusa. Każda taka dusza może być posłana do tych, którzy miłości Bożej nie znają, a przecież spragnieni są jej, choć sobie tego nie uświadamiają.
Dzisiejsze słowa Ewangelii (Łk 10, 1-9) skierowane są, owszem, do kapłanów, do hierarchii kościelnej, by uświadomić, jak ważnym jest, by czynić wszystko, aby ilość powołań zwiększyła się. Ale SŁOWA TE SKIEROWANE SĄ RÓWNIEŻ DO WSZYSTKICH DUSZ W KOŚCIELE, ABY WSZYSTKIM UŚWIADOMIĆ, IŻ KAŻDA DUSZA JEST POWOŁANA DO APOSTOLSTWA. Każdy powołany jest, by stawać się misjonarzem. Każdy ma przecież swoje uczestnictwo w kapłaństwie i uczestniczy w nim. Owszem, w inny sposób niż kapłan – namaszczony, wyświęcony, a jednak każda dusza w Kościele jest powołana. Nie ma w Kościele duszy, która by nie była powołana do życia miłością, do dawania świadectwa o Bożej miłości i Bożym Miłosierdziu. Jeśli ktoś uważa, że nie jest do tego powołany, że nie ma być świadkiem samego Jezusa, to znaczy, że nic nie rozumie z nauki Kościoła, że nie zna nauki Jezusa.
Każdy z nas od momentu Chrztu św. jest powołany przez Boga do ewangelizacji, oczywiście na miarę swego wieku, wzrostu, rozwoju duchowego, świadomości, stanu, na miarę realizowanego powołania ziemskiego. Patrząc więc od tej strony również każdy z nas nie może się czuć zwolniony od tego powołania. Każdy z nas powinien przyjmować dzisiejsze słowa Ewangelii do siebie. Ale spójrzmy jeszcze na nie z drugiej strony. Słowa te Bóg kieruje do naszej Wspólnoty, która żyje w bliskiej relacji z Jezusem od kilku ładnych lat i na wzór Apostołów jest formowana w tej bliskiej relacji. Tak jak Jezus nauczał Apostołów, którzy byli z Nim na co dzień w różnych zwykłych sytuacjach życiowych, Jezus ich prowadził, strofował, pouczał, tak samo nasza Wspólnota jest prowadzona, pouczana, strofowana przez samego Boga. Jest powołana do szczególnej misji, tak jak do szczególnej misji powołani byli Apostołowie. Wyjątkowość ich misji wyrażała się chociażby w tym, że ta dwunastka była przez Jezusa wybrana i przez trzy lata właśnie ta dwunastka doświadczała bliskości Jezusa. Owszem byli i inni uczniowie, ale nie byli tak blisko jak Apostołowie. Po zmartwychwstaniu Duch Święty i ich formował, ale Apostołów szczególnie. Apostołowie byli również w bliskich relacjach z Maryją. Ona jest Matką Kościoła, Matką każdego człowieka, ale oni mieli to szczęście, że byli blisko z Nią. Razem z Nią uczyli się Bożej miłości, razem przeżywali różne chwile. Wiele, wiele chwil przeżywali razem. Ich wiara kształtowała się w bliskich relacjach z Maryją podczas różnych wydarzeń. I my doświadczamy opieki Matki Jezusa. I nasza wiara kształtuje się w różnych sytuacjach pod Jej okiem, pod Jej opieką. Więc słowa dzisiejszej Ewangelii w sposób szczególny każdy z nas powinien przyjąć do siebie i zastanowić się nad stwierdzeniem: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście, więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”. Skoro Pan Bóg zwraca się do nas, że brakuje robotników, dlaczego mamy się modlić o to, aby posłał? Nasze serca mają uświadamiać sobie potrzebę posłania, mają uświadamiać głód miłości Bożej w wielu sercach i jednocześnie ogromny brak tych, którzy mogą ją zanieść. Nasze serca mają sobie uświadomić brak kapłanów, a ci kapłani, którzy są nie zawsze potrafią odpowiedzieć całym sercem na powołanie, które daje im Bóg. Sami kapłani potrzebują naszej modlitwy o otwarcie się na Bożą miłość, na powołanie i na posłanie. Nasze serca mają też uświadamiać, że są obdarowane wielką łaską, niezwykłą miłością, a skoro nieustannie napełniane są Bożą miłością, to znaczy, że mają nieść tę miłość, dzielić się nią. Tylko wtedy, kiedy dusza dzieli się darem Bożym, ten dar Boży ją wypełnia; nie pomniejsza się a wzrasta. Im bardziej dusza dzieli się, tym więcej posiada. Im bardziej zachowuje dla siebie, tym staje się uboższa i to, co wydawało jej się, że ma, nie posiada.
Mając więc świadomość wielkiego obdarowania naszej Wspólnoty, starajmy się dzielić. Czujmy się posłani, bo żniwo jest wielkie, potrzeby ludzkich serc są przeogromne. Kapłani nie zdołają zaspokoić głodu Bożej miłości w ludzkich sercach. My mamy być przedłużeniem kapłańskich serc, dłoni, kapłańskich dusz. Bóg w tej Wspólnocie przychodzi do nas poprzez kapłańskie serce. Gdyby nie było w naszej Wspólnocie Kapłana nie byłoby charyzmatu, nie doświadczalibyśmy takiego napełnienia miłością, takiego obdarowania wielością łask. Przyjmujemy ten dar od Boga, ale poprzez kapłańskie serce. Mamy się stać przedłużeniem kapłańskiego serca i w swoich sercach nieść miłość dalej, nie zatrzymując nic dla siebie. Dzięki temu mamy swoje uczestnictwo w kapłaństwie naszego Kapłana. Ten Kapłan staje się pasterzem dla wielu dusz, a my mamy w tym uczestnictwo. Łaski, jakie otrzymuje Kapłan poprzez swoją służbę na rzecz dusz, płyną także do naszych serc. Nasza jedność z Kapłanem sprawia, że dusze, które niejako są na koncie tego Kapłana przyczyniają się również, by łaski płynęły do każdego z nas, bo my uczestniczymy w jego kapłaństwie. Razem zdobywamy dusze dla Boga, razem apostołujemy, razem ewangelizujemy. Nie szkodzi, że Kapłan głosi kazanie na Wieczerniku, a my siedzimy w ławce. Wszystko, co potem dzieje się w ludzkich sercach, dzięki Kapłanowi, który głosi kazanie, wszystko to idzie na „konto” Kapłana i nasze, bo my trwamy w jedności z Kapłanem, modlimy się, wspieramy go, a jednocześnie przyjmując Bożą miłość poprzez jego serce tę miłość dajemy innym. I poprzez nasze serca spływa miłość na innych. Wszyscy razem jesteśmy połączeni. Wszyscy razem otrzymujemy łaski i wdzięczność Bożego Serca za kolejne dusze zdobyte Bożą miłością dla Boga.
Poczujmy się więc apostołami, żniwiarzami, robotnikami w winnicy Pańskiej, poczujmy się kapłanami w znaczeniu kapłaństwa powszechnego. Poczujmy zjednoczeni razem w tej Wspólnocie ze swoim Kapłanem i powołani. Jak wielką siłę, moc ma zjednoczenie serc! Uczestniczymy – każdy z osobna i wszyscy razem – we wszystkich łaskach, które Bóg zlewa na Kapłana, na poszczególne dusze i na całą Wspólnotę. A gdziekolwiek idziemy niosąc miłość, nie idziemy sami, idą wszystkie serca. Modlitwa wszystkich jest i tarczą, która nas chroni, i siłą, dzięki której możemy iść. Nie szkodzi, że w tym momencie nikt nie wie, że ty chcesz dać świadectwo miłości, ale twoja dusza jest zjednoczona z całą Wspólnotą. Modlitwa innych w tym czasie, choćby jednej osoby, niesie moc twemu sercu. Modlitwa wszystkich o stałych porach – niesie moc twemu sercu. Najdrobniejsze cierpienie, ofiarka, naprawdę drobna, wydaje się banalna – niesie moc twemu sercu. I ty masz siłę być kapłanem, apostołem, robotnikiem, żniwiarzem, misjonarzem, bo nie jesteś sam. Modlisz się i wydaje ci się, że ta modlitwa w ogóle ci nie wychodzi – miej świadomość, że nie jesteś sam, modli się tyle serc, wspólnota cała. Wraz z nami modli się i Maryja i Ona, jako Matka, wszystkie modlitwy przedstawia Jezusowi. Z Jej rąk Jezus przyjmuje z wielką miłością i wdzięcznością każdą modlitwę, już przemienioną. Czuj się złączony ze wszystkimi i zjednoczony. Poczuj się, że jesteś w wielkiej armii, nie jesteś samotnikiem. To, co pragniesz uczynić ma moc miłości połączonych serc. Nawet, jeśli twoje poczynania, słowa są niezgrabne, nieudolne, to za tym idzie wielka moc miłości. Nie bój się ośmieszenia, niezrozumienia, nie ty jesteś ważny w tym momencie, ale dusze, do których jesteś posłany. Więc wejrzyj głęboko w swoje serce, zwróć się do Boga i mów: one są Twoje, Ty działaj, a ja jestem tylko marnym narzędziem. Ufaj, że Bóg posługuje się tobą i że nie jesteś sam, bo modli się cała rzesza dusz najmniejszych i wyprasza potrzebne łaski. I Bóg te łaski daje. A czy ty będziesz beczał, muczał, szczekał czy miauczał, to Bóg przez twoje serce przeleje miłość i dotknie miłością inne serca, bo ty jesteś tylko narzędziem. Narzędzie im bardziej pokorne, im bardziej poddaje się Bożym dłoniom, tym lepiej. Jeśli jesteś osłem, to pozwól, niech Bóg posłuży się tobą, jako osłem. A jeśli jesteś baranem, nie próbuj śpiewać jak słowik, ale pozwól, niech Bóg posłuży się tobą, jako baranem. A jeśli jesteś rzeczywiście słowikiem, pozwól, by Bóg posłużył się tobą, jako słowikiem. To będzie logiczne, zrozumiałe, naturalne. I za każdym razem dziękuj Bogu za to, że jesteś osłem, baranem, słowikiem. Jeśli Bóg stworzył ciebie, jako maleńką stokrotkę, nie próbuj nadymać się i być lilią. Bądź stokrotką, bo jako stokrotka możesz zachwycić ludzkie serca i pociągnąć do Bożej miłości. A gdy będziesz nadętą stokrotką, możesz budzić tylko ironiczny śmiech. Jeśli Bóg stworzył ciebie przepiękną różą, bądź tą różą i dziękuj Mu za to, kim jesteś dzięki Bogu. Jeśli stworzył ciebie słonecznikiem, bądź słonecznikiem i nie chciej być żadnym innym kwiatem. Niech Bóg posłuży się tobą, jako słonecznikiem. Widocznie w tym momencie potrzebuje słonecznika, a nie róży, nie stokrotki i nie lilii, bo żaden inny kwiat w tym momencie nie wypełni Jego woli w sposób doskonały, tak jak wypełni słonecznik. Jeżeli Bóg potrzebuje patyka do swoich planów, nie staraj się być komputerem, bo komputerem nie zrobi się tego, co można zrobić patykiem i odwrotnie. Pozwól, że Bóg będzie posługiwał się tobą tak, jak chce, a ty pokornie przyjmij ten sposób posługiwania się tobą. Wtedy prawdziwie staniesz się żniwiarzem, apostołem, misjonarzem, kapłanem. Wtedy dopiero! Nie wtedy, gdy będziesz realizował swój plan ewangelizacji, swój plan apostolstwa. Pokora uczyni ciebie prawdziwym narzędziem w rękach Bożych. Dzięki pokorze staniesz się tym, kim Bóg chce, abyś był. I wtedy w sposób doskonały będziesz wypełniał wolę Bożą, jako ten osioł, baran, słowik, stokrotka, lilia, róża, słonecznik, patyk albo komputer. Ale czy to ważne, kim będziesz? Nie! Najważniejsze będzie to, że będziesz powołany i będziesz wypełniał wolę Bożą.
Wiele dzisiaj poruszyliśmy wątków. Cały czas uświadamiamy sobie ogromną potrzebę niesienia ludzkim sercom Bożej miłości, niesienia orędzia o Bożym Miłosierdziu, ukazywania prawdziwego Oblicza Boga. Do tego Bóg i nas powołał. Połóżmy swoje serca na Ołtarzu i prośmy Ducha Świętego, aby poprowadził nasze serca. Niech będą Bogu poddane, uległe, niech dadzą się poprowadzić.
Modlitwa
Witaj, moja Miłości! Witaj, mój Ukochany! Witaj Ty, który jesteś Oblubieńcem mojej duszy! Pragnąłbym tak do Ciebie mówić, tak Ciebie nazywać, a jednak ciągle uświadamiam sobie własną nicość. Moje słowa wydają się gołosłowne, nie mające pokrycia, bez znaczenia. O, Panie mój, będę więc się modlić: Witaj Ty, którego pragnę kochać największą miłością! Witaj Ty, którego dusza moja pragnie, jako swego Oblubieńca! Witaj Ty, którego pragnę, jako swojego Króla, jako swojego Pana! Witaj, Jezu!
Kłaniam się Tobie do samej ziemi i pragnę przyjąć Ciebie jak Króla. Nie potrafię tego uczynić. Moje serce nigdy nie będzie godne, gotowe tak jak należy, aby przyjąć Ciebie ze czcią, z miłością. Ale z drugiej strony myślę, Jezu, że Ty poszedłeś na Krzyż za grzeszników, a nie za świętych. I to budzi moją wielką nadzieję i ufność. To zapewnia mnie o Twojej miłości. Daje mi pewność, że pomimo tego, jaki jestem, Ty kochasz mnie, przychodzisz do mnie, jednoczysz moją duszę ze Sobą. I to jest Twoja nieskończona miłość, nieskończone Twoje miłosierdzie – pomimo tego, jaka jest moja dusza, Ty pochylasz się, Ty bierzesz ją w swoje dłonie, podnosisz, wywyższasz, uświęcasz, przebóstwiasz, choć niczym sobie nie zasłużyła i nie zrobiła niczego, co by mogło, choć trochę zbliżyć ją do Ciebie. O, Panie, dziękuję Ci! Uwielbiam Ciebie, Boże, w Twojej miłości!
***
Dziękuję Ci, Jezu, za dzisiejsze słowa Ewangelii. Dziwię się, Panie, że i mnie posyłasz. Ale czuję, że w ten sposób wyróżniasz moją duszę. To zaszczyt być posłanym, by nieść Twoją miłość, by głosić Twoje miłosierdzie. Pragnę to czynić. Całym sercem chciałbym mówić ludziom o Twojej miłości, o Krzyżu, o tym, jak umiłowałeś całą ludzkość, jak dla całej ludzkości zgodziłeś się na mękę; że otworzyłeś swoje Serce i wylałeś całe miłosierdzie swoje. Ale, Panie mój, ja nie wiem jak. Co mogę uczynić i w jaki sposób, aby rzeczywiście realizować powołanie, które mi dajesz? Nic nie umiem, nic nie potrafię, nie mam sił i nieustannie doświadczam własnych upadków. Jakże więc, będąc niczym, mogę świadczyć o Twojej miłości, o Twoim wielkim nieskończonym miłosierdziu?! Jak?
Oddaję Ci, Boże, moje serce. Duszę Ci oddaję. Mój umysł, moją wolę, moje ciało Ci oddaję. Chcę Ci służyć. Nie wiem jak, Ty posługuj się mną. Chcę, aby moja wola była Tobie poddana, chcę Cię słuchać. Chcę, żeby moja dusza była Tobie poddana, chcę pełnić Twoją wolę. Moje serce Ci oddaję, Panie. Chcę przyjąć Twoją miłość, żyć Twoją miłością – pomóż mi! Na wszystko chcę powiedzieć: tak. Na wszystko, co wobec mnie zadecydujesz już teraz mówię: tak. Ufam, że Ty sobie poradzisz ze mną, z taką słabą duszą i że tak liczne ułomności moje nie będą Ci przeszkodą, by kochać innych, aby okazywać miłosierdzie, posługując się mną. Pragnę tego, Boże i proszę Ciebie o to. O, tak, przemień mnie, Boże, w swoją miłość i w swoje miłosierdzie. Proszę, Ciebie!
***
Dziękuję Ci, Boże! To niepojęte, że Wielki Bóg i Stwórca pochyla się nad takim maleńkim kwiatkiem, bez znaczenia zupełnie, gdzieś tam ukrytym, rosnącym sobie w trawie, małą niezapominajką. Panie mój, dziękuję Ci, że dla tej niezapominajki codziennie wschodzi słońce; że dla tej niezapominajki Ty, Panie, dajesz chmury na Niebie i zraszasz ją deszczem swoim. Dziękuję Ci, Panie, że dajesz cień i słońce, ciepło i wiatr. Boże mój, umiłowałeś mnie. Choć jestem gdzieś tam ukryty, niezauważony, mały, nic nieznaczący, to Ty kochasz. Ty zauważasz mnie i właśnie nade mną nieustannie się pochylasz i czuwasz dając wszystko, abym mógł rozwijać się, zakwitnąć i wydać owoce. W całym kosmosie, tak niewyobrażalnie wielkim, Ty zauważyłeś właśnie mnie. O, Panie, jakże Ci dziękuję! Wierzę, że również taka niezapominajka ma swoje powołanie, jej istnienie ma sens, do czegoś może Ci się przydać. Możesz się mną posłużyć. Jestem tylko niezapominajką, więc nie rozumiem do czego, ale chce być tą niezapominajką, aby Ci się przydać. Proszę, obdarzaj mnie nieustannie swoim spojrzeniem, ciągle czuwaj nade mną i pilnuj mnie, abym nie chciał być nikim innym, tylko sobą. I posługuj się mną tak, jak chcesz. Ja kocham Ciebie. Pobłogosław mnie, Jezu.
Refleksja
Im bardziej dusza miłuje Boga, tym mocniej słyszy wołającego Pana i tym bardziej chce odpowiedzieć na wezwanie. Im bardziej miłuje, tym bardziej ze wszystkich sił stara się po prostu kochać, należeć do Boga z miłości i widzi w tym wypełnienie się woli Bożej. Jednak nie jest to chodzeniem po chmurach, niedotykaniem ziemi. Dusza w warunkach, w których żyje, bardzo mocno stąpając po ziemi, stara się we wszystkim kochać Boga, w każdej czynności, w każdym słowie wyrażać Jemu swoją miłość, we wszystkim należeć do Boga, nie do siebie. Z miłości dusza rezygnuje z siebie, z miłości słucha i w każdym momencie chce robić tylko to, czego oczekuje Bóg. Wtedy na pierwszym miejscu jest wola Boża, a nie zachcianki tej duszy, jej pragnienia, upodobania, przyzwyczajenia czy przyjemności; nie jej racje, nie jej zdanie, ale wola Boża. W ten sposób tam, gdzie ją Bóg postawił, gdzie do tej pory żyła, staje się ona żniwiarzem, robotnikiem w winnicy Pańskiej, staje się misjonarzem, kapłanem, apostołem.
Módlmy się, byśmy dobrze to zrozumieli i realizowali. Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.