Wprowadzenie
Witam Was, Dusze Najmniejsze, w tym pięknym miejscu; w miejscu, w którym tak szczególnie uobecnia się Męka Jezusa, gdzie szczególnie się ją rozważa i jest ona w sercach wielu odwiedzających to miejsce.
Dzisiaj postaramy się bardziej uświadomić sobie samotność Jezusa, która nie miała i nie ma sobie równych. Opuszczony przez wszystkich, doświadczając opuszczenia od Boga Ojca, co jest szczególnie trudnym i ciężkim doświadczeniem, oddawał życie każdemu z nas. I chociaż nikt z ludzi nie był w pełni świadomy tego, co dokonuje Jezus – ci co żyli przed Jego Narodzeniem o niczym nie wiedzieli; ci, co urodzili się po, nawet nie zawsze chcą zatrzymać wzrok na Krzyżu – jednak Jezus wszystkich zbawił, również tę garstkę, która, gdy On chodził po ziemi nienawidziła Go i doprowadziła do Jego śmierci. On był Sam spośród całej ludzkości; całej – od początku istnienia po jej kres. On Sam wobec ogromu zła, ogromu grzechu. Sam odrzucony i nieprzyjęty przez człowieka, w poczuciu opuszczenia przez Ojca, w wielkiej miłości, niepojętej, niewyobrażalnej podjął Dzieło Zbawcze i zrealizował do końca. Uczynił to, chociaż nikt nie rozumiał, co się dokonuje. I obecnie ludzie też nie rozumieją, co takiego Jezus uczynił. Dokonał tego, chociaż żaden człowiek nie jest w stanie zrozumieć wielkości Ofiary, a tak wielu ludzi nawet nie chce zastanowić się nad Jej wielkością. Dokonał Sam rzeczy wielkiej, jedynej, jakiej nie dokonał żaden człowiek. W samotności przeżywał wielki dramat, wielkie cierpienie i wielki ból. W samotności przeżywał to, co dokonywało się i dokonuje się teraz po Jego śmierci i Zmartwychwstaniu. Pomimo dalszego odrzucania Jego miłości, widząc wszystko, co będzie się dziać w przyszłości, dokonał tego Dzieła – z miłości. Jedyne, co dusza może uczynić, to uklęknąć przed Nim i przyjąć tę miłość. A przyjmując ją, rozważając, starać się towarzyszyć Jezusowi, aby choć odrobinę zmniejszyć Jego samotność. Cierpienie w samotności doświadcza się jako zwielokrotnione. Kiedy ktoś jest z nami, cierpienie nie wydaje się aż tak wielkie, aż tak straszne, choć nadal pozostaje takie samo. Dlatego, chociaż niewiele rozumiemy z tego, co Bóg dokonuje, spróbujmy towarzyszyć Jezusowi, aby nie czuł się samotny, aby zmniejszyło się Jego poczucie zdrady, osamotnienia i opuszczenia, przecież nawet najbliżsi uciekli.
Miejsce, w którym jesteśmy jest naznaczone łaską, dlatego warto tutaj być w czasie Wielkiego Postu, warto rozważać w tym miejscu Mękę Jezusa, Jego Zbawcze Dzieło. Bóg otwiera swoje Serce przed każdym, kto wyrazi pragnienie, by rozważać tutaj Mękę Jezusa i towarzyszyć Mu, kto zapragnie, chociaż odrobinę współczuć z Jezusem, być z Nim do końca. Spróbujmy otworzyć serca na łaski tu płynące, aby stanąć na Golgocie, pozwolić Duchowi Świętemu każdego z nas przenieść do tego wydarzenia, byśmy żywiej, mocniej doświadczyli dokonującego się niezwykłego wielkiego Dzieła Bożego Miłosierdzia.
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Witaj, mój Jezu! Witaj, mój Panie! Witaj, moja Miłości! Klękam przed Tobą i chylę moje czoło do samej ziemi, aby Ci powiedzieć, żeś Ty moim Bogiem, żeś Ty moim Królem, moją Miłością. Dziękuję Ci, Jezu! To Ty zaprosiłeś mnie tutaj, to Ty sprawiłeś, że mogliśmy się spotkać, Ty przywołałeś każde serce, bo do każdego serca pragniesz przemawiać słowami miłości. Dziękuję Ci, Jezu! Już teraz dziękuję Ci za wszystkie łaski, którymi obdarzasz i którymi jeszcze będziesz obdarzać nas. Pragnę, Panie, wyrazić Ci swoją miłość, swoją wdzięczność. Pragnę przytulić się do Ciebie, wsłuchać się w bicie Twego Serca i po prostu być z Tobą. Proszę Ciebie, abyś udzielał mi swego Ducha, który poprowadzi moje serce ku Tobie, moje myśli, całego mnie, całe moje jestestwo skieruje ku Tobie. Ty możesz to uczynić. Ja jestem tylko duszą maleńką, człowiekiem mizernym i nie potrafię, Boże, rozmawiać z Tobą, nie mogę uczynić nawet kroku ku Tobie o własnych siłach, ale Ty jesteś Wszechmocny i ufam, że to Ty pragniesz, aby moje serce doświadczyło Twojej miłości. Dlatego proszę Ciebie, abyś mi udzielił swego Ducha, aby moje serce otwarło się na Twoją obecność i aby przylgnęło do Ciebie. Proszę, daj nam swego Ducha.
***
Jezu mój, dziękuję Ci, że mogę adorować Ciebie, że pozostałeś na ziemi dla nas w Sakramencie Ołtarza. O, Panie mój, kiedy rozważam tę niezwykłą tajemnicę miłości, zachwycam się, Boże, Twoją ogromną delikatnością. Ty przecież wiesz, że gdybyś objawił się nam w całym swoim Majestacie, potędze i sile, zabiłbyś nas swoją mocą. Dlatego przyjąłeś postać małej Hostii, ale cały jesteś w niej obecny. O, Panie mój, zważ na to, że moje ludzkie oczy i serce są słabe, dlatego tak często trudno mi zobaczyć Ciebie w tej bieli Opłatka. Proszę, abyś wspomógł moje serce, abyś otworzył oczy mojej duszy, abyś w moim sercu przekonał mnie do swojej Obecności. Proszę Ciebie, Duchu Święty, dotknij naszych serc dotykiem miłości. Niech ten dotyk sprawi, że oczami duszy zobaczymy samego Boga i że wtedy już nie będziemy widzieć tylko białego Opłatka, ale nasze serca zaczną bić mocniej, bo doświadczymy Obecności Boga. Ja wiem, Boże, Ty pragniesz, abyśmy wierzyli w Twoją cudowną obecność na Ołtarzu. Ty wiesz, że sami z siebie nie potrafimy wykrzesać odrobiny wiary i ufności w to. Musisz nam pomóc, przecież jesteśmy Twoimi dziećmi. Rodzice pomagają swoim dzieciom, dlatego teraz z ufnością będziemy prosić Ciebie, Duchu Święty, abyś przekonywał nasze serca o obecności Boga na Ołtarzu. Prosimy Ciebie, abyś przekonywał nas o miłości, abyś wzmacniał nasze serca, napełniał wiarą i ufnością, abyś sprawił, że oczy naszych dusz przejrzą i zachwycą się Twoją miłością.
***
Dziękuję Ci, Jezu! Ty zawsze wysłuchujesz naszych modlitw. Dziękuję Ci, że promienie Twojej miłości wysyłasz do naszych serc. Obejmujesz swoją miłością każdego z nas i każdego z nas przygarniasz do Siebie. O, Panie mój, jak to dobrze być u Twoich stóp, usiąść przy Twoich kolanach i przytulić się do Ciebie, tak jak czynią dzieci wobec swoich mam, wobec swoich ojców. O, Panie, pozwól teraz, skoro już jesteśmy u Twoich stóp, skoro już jesteśmy tak bliziutko, pozwól, że będziemy wpatrywać się w Ciebie, że będziemy nasłuchiwać, jak bije Twoje Serce i będziemy rozważać Twoją miłość.
Jezu, teraz jest taki piękny czas; czas, kiedy w sposób szczególny rozmyślamy o Twojej Męce, rozważamy ją, zachwycamy się Twoją miłością. Gdy spoglądam, Panie, na Twój Krzyż, gdy przypatruję się, jak wyglądała Twoja Męka, o Panie, pragnę przylgnąć do stóp Twoich, moje serce pragnie przylgnąć jeszcze bardziej do Twego Serca. Więc pozwól teraz, abyśmy mogli zrozumieć więcej z Twojej Męki, pozwól wtulić się w Twoje Serce. Proszę więc, przytul nas, aby nasze serca przytuliły się do Twojego Serca. Ukryj nas w swoim Sercu, abyśmy mogli uczestniczyć w Twoim życiu; w tym, co jest Twoje – w Twojej miłości, w Twoich myślach, w Twoich uczuciach. O, Panie, Ty wiesz, nasze serca są słabe i nie potrafią rozważać Twojej Męki. Wiesz dobrze, jak często się lękamy, jak obawiamy się cierpienia. Ty wiesz, Boże, że dla nas jest to trudne. Dlatego proszę, abyś dzisiaj udzielił nam tej łaski, by nasze serca otworzyły się na miłość płynącą z Krzyża. Udziel nam łaski, by nasze serca zrozumiały, czym jest Twoja miłość, aby się więcej nie lękały Krzyża. Udziel nam łaski, abyśmy zachwycili się Twoją miłością i od tej pory zaczęli pragnąć trwać u stóp Krzyża. Udziel nam, proszę, swojego Ducha, który jest Duchem miłości, który zaprowadził Ciebie aż na Golgotę, objął miłością całą ziemię, całą ludzkość od początku istnienia aż po kres i umieścił w Twoim Sercu, przeniknął miłością i sprawił, że oddałeś tej ludzkości swoje życie. Proszę Jezu, daj nam swojego Ducha.
***
Dziękuję Ci, Jezu! Dziękuję Ci za to, że umieściłeś mnie w swoim Sercu. Przeniosłeś mnie w Twoją rzeczywistość duchową. Dziękuję Ci za to, że moje serce otworzyłeś na to, co jest Twoim doświadczeniem i przeniosłeś w czas, kiedy przygotowywałeś się do Męki. O, Panie mój, otworzyłeś moje oczy, przemyłeś je. Otworzyłeś moje serce i je oczyściłeś. Sprawiłeś, że widzę i czuję. Dziękuję Ci, Jezu! Pragnę, Boże, towarzyszyć Ci w Twojej Męce. Chcę być razem z Tobą. Ja wiem, Boże, dusza tak mała i tak słaba niczego nie potrafi. Wiem też, Panie, że Apostołowie niczego nie rozumieli i opuścili Cię, więc co ja mogę – jestem niczym. Ale ufam, skoro moje serce zabrałeś i umieściłeś w swoim Sercu, to mogę być razem z Tobą. Nie ucieknę.
Jezu, doświadczam ogromnego smutku Twojego Serca. Spoglądasz, Panie, na swoich umiłowanych uczniów, na Apostołów i wiesz, że niczego nie rozumieją. Mówiłeś im wielokrotnie, zapowiadałeś, że przyjdzie taki czas, ale ich serca nie rozumiały. Ich serca uciekały od tej myśli, tak zwyczajnie, po ludzku. Przez to, Jezu, jesteś samotny. Jesteś Sam! Pozwól, Panie, przytulę się jeszcze mocniej do Ciebie. Nie mogę zmniejszyć Twojej męki, nie mogę Cię zastąpić, ale skoro ja już wiem, na czym ona polegała, skoro już wiem, czego dokonujesz, to mogę chociaż być przy Tobie, abyś nie czuł się samotny.
Panie mój, podczas Ostatniej Wieczerzy tak wiele mówisz swoim umiłowanym, tłumaczysz, a oni nie wiedzą dlaczego; dlaczego tyle pouczeń, tyle słów, dlaczego tyle czynisz. Dajesz im swoje Ciało pod postacią chleba, dajesz swoją Krew pod postacią wina, a oni patrzą, słuchają i dziwią się. Ich serca drżą, ale nie rozumieją. Ty to wiesz i już teraz doświadczasz osamotnienia, ponieważ już teraz, podczas Ostatniej Wieczerzy, Ty już przeżywasz Ofiarę z samego Siebie. Zabierasz ich, Jezu, do Ogrodu Oliwnego, aby przygotować ich i Siebie, ale nadal odczuwasz wielką samotność, bo tylko Ty wiesz, co się wydarzy. Tylko Ty wiesz o niecnych zachowaniach Judasza i o tym, co się dzieje wśród starszych, wśród faryzeuszy w tym czasie, kiedy Ty się modlisz. Tylko Ty wiesz, jakie są knowania Annasza, Kajfasza. Tylko Ty wiesz. Pozostawiasz swoich Apostołów, odchodzisz na bok i się modlisz. Panie, chcę być z Tobą!
O mój Jezu, jak samotne jest Twoje Serce! Stajesz przed Ojcem wobec Jego świętej woli i widzisz przed Sobą cały ogrom męki, jaki przyjdzie Ci ponieść. Widzisz dokładnie wszystko, co Ciebie czeka. Twoja dusza, Twoje Serce, które jest przecież również sercem ludzkim, drży i lęka się. Najzwyczajniej, po ludzku, boi się. Jesteś Sam. Apostołowie zasnęli nie rozumiejąc niczego. Doświadczasz całego ogromu ludzkiego grzechu, który przyjmujesz na Siebie, choć jesteś Święty. Ty niewinny, Ty Święty przyjmujesz na Siebie całą obrzydliwość ludzkich grzechów od samego początku istnienia aż po kres. Ty, który jesteś Święty przyjmujesz na Siebie całe zło, które czyni każdy człowiek. Od każdego indywidualnie przyjmujesz je na swoje barki. Przyoblekasz się wszystkimi grzechami świata i tak stajesz przed Ojcem reprezentując nas wszystkich, aby na Sobie skupić cały gniew, a nas uratować od śmierci – nas, którzy zgrzeszyliśmy, a Ty jesteś niewinny. Stajesz Sam, Jezu, bo ci, którzy żyli przed Tobą nic o Tobie nie wiedzieli, ci, którzy żyli, gdy chodziłeś po ziemi, ta garstka, zabili Ciebie, a ci, którzy narodzą się po Tobie, jakże często będą lekceważyć Ciebie. A i my, cóż wiemy o Twojej Męce – nic z niej nie rozumiemy. Nie ma człowieka, który by się ujął za Tobą, Ty to wiesz. Stajesz przed Ojcem Sam. Czujesz cały ciężar obrzydliwości grzechów, widzisz przed Sobą, w jaki sposób będziesz te grzechy zmazywał z nas. Widzisz też, jak wielu tych, za których oddasz życie z nienawiścią będzie odrzucać Twoją miłość. Widzisz Kościół, a w Kościele kłótnie, odejścia, schizmy. Widzisz tych, którzy będą Kościół rozrywać na części. Widzisz swoich wybranych, umiłowanych kapłanów, dusze konsekrowane, które nie odpowiedzą miłością na miłość, a które zadadzą Ci cios w samo Serce. Ale widzisz też Świętych, ich widok jest dla Ciebie pociechą i ukojeniem w bólu.
Panie mój, jak wielkim cierpieniem dla Ciebie jest to, czego doświadczasz. Po Twoim Ciele spływają gęste od krwi krople Potu. Jak się zmieniłeś, Jezu! Słaniasz się, padasz i znowu powstajesz. Jak bardzo blady jesteś, Panie! Jakże bym chciał podtrzymać Ciebie. Idziesz do swoich, ale Apostołowie śpią. Nie masz w nich wsparcia. Budzą się. Widząc Ciebie tak odmienionego są przerażeni. To Ty ich musisz pocieszyć, coś wytłumaczyć, nie znajdujesz w nich oparcia. Powracasz znowu do swojej modlitwy, do rozmowy z Ojcem. O, Panie, jak niezwykła jest Twoja miłość, skoro Twoja wola jest jednoczona z wolą Ojca i przyjmujesz ją na Siebie. A wolą Ojca jest, abyś jako nasz Przedstawiciel, Przedstawiciel całej ludzkości wziął wszystkie grzechy na Siebie i zadośćuczynił odrzuceniu Bożej miłości przez człowieka poprzez śmierć. Upadasz, Jezu, pod ciężarem, ale mówisz: Niech będzie wola Twoja, Ojcze.
Jezu, jestem przy Tobie. Choć ja sam jestem powodem Twego bólu i cierpienia, choć ja sam zadaję Ci tak często kolejne rany, to chcę być z Tobą, Panie mój. Nie chcę, abyś czuł się samotny. Nie potrafię nieść razem z Tobą całego tego ciężaru, ja jestem tylko małą duszą, ale będę Ci towarzyszyć, Jezu. Będziesz mógł na mnie się oprzeć, choć trochę.
O, Panie, z daleka słychać jakieś głosy. Ty już wiesz, idą po Ciebie. Zmieszany Judasz, Boże, całuje Ciebie. Przyjacielu, tym pocałunkiem zdradzasz! Jezu, jak strasznie Ciebie traktują, jak okrutnie związują Ciebie. Tak bardzo skrępowali Twoje ręce, obwiązali szyję. Panie mój, potraktowali Ciebie gorzej niż zwierzę. Na szyi obręcz nabita kolcami, w pasie kolejna, ręce przywiązane do ciała, na postronkach prowadzą Ciebie szarpiąc w różne strony, popychając, kopiąc, bijąc. A Ty upadając nie możesz nawet rękami osłonić twarzy. Jestem, Jezu! Jestem! Wiem, że moja obecność jest niczym, ale jestem, Panie. Choć nie mogę Ciebie obronić, choć nie rozwiążę Ciebie, nie powstrzymam żołnierzy, siepaczy, ale Panie, jestem. Tulę się moim sercem do Ciebie. Jestem, Jezu! Jestem, gdy przesłuchują Ciebie u Annasza i u Kajfasza. Ileż złości, ileż szyderstwa, ile kłamstwa! Panie mój, traktują Ciebie jak najgorszego złoczyńcę, poniżają Ciebie – Boga. Kimże są?! Tak jak każdy z nas, są pyłkiem wobec Boga, niczym, a jednak odważają się tak strasznie traktować Ciebie. Żołnierze, siepacze pozwalają sobie, Boże mój, i prowadzą Ciebie do więzienia. Jesteś, Panie, nieustannie samotny. W więzieniu też nie pozostawiają Ciebie w spokoju, nie dają Ci odpocząć. Kłują Ciebie ostrymi narzędziami, sadzają na krzesło nabite gwoździami, przypalają Twoje boki, wyrywają włosy z brody… Robią straszne rzeczy, są wulgarni w swoich żartach. Zmęczeni na chwilę odchodzą na bok. I wtedy, Jezu mój, widzę, że Ojciec Twój daje Ci w Sercu ukojenie, wzmocnienie.
Znowu Cię zabierają, znowu przesłuchanie. Piłat, choć wcale nie jest przekonany o Twojej winie i pogardza Żydami, faryzeuszami, uczonymi w Piśmie, ale nie potrafi stanąć w Twojej obronie, bo lęka się o siebie. Jezu, jestem! Jestem, Panie, przy tym słupie, do którego Ciebie przywiązano. Boże mój, jak straszliwie tryska Krew. Rozszarpują Twoje Ciało, straszne są te bicze. Panie, nie mam słów. W jaki sposób mógłbym Cię pocieszyć? Siepacze biją Ciebie prętami, potem biczami zakończonymi metalowymi kulkami, w końcu biorą takie, które kończą się haczykami. Kiedy już porozrywali Twoje plecy, które stały się jednym żywym mięsem, odwracają Ciebie, przywiązują ponownie do słupa, abyś nie zsunął się w dół, bo Ty mdlejesz z bólu i znowu Ciebie uderzają. Stoisz w kałuży Krwi, a ta Krew tryska na nich. Wycierają twarze swoimi brudnymi dłońmi, śmieją się i uderzają ponownie. Nie wiedzą, że ta Krew ich zbawia, że w ten sposób Ty odpowiadasz miłością i miłosierdziem na zło. Panie mój, odwiązują Ciebie od słupa, osuwasz się w kałużę Krwi. Boże mój, kocham Ciebie!
Zabrali Cię, Jezu, zawlekli Ciebie w inne miejsce. Wsadzili koronę cierniową na głowę, okryli brudną szatą niby płaszczem królewskim, dali trzcinę do ręki, naśmiewając się z Ciebie. Drwią, plują na Ciebie, biją po twarzy. Mam wrażenie, Boże, że to nie ludzie, jakieś zezwierzęcenie, szatan wstąpił w nich. Potem stawiają Ciebie przed tłumem. Panie, jestem przy Tobie. A tłum krzyczy: Ukrzyżuj Go! Podtrzymam Ciebie, Jezu, bo widzę, że nie masz siły, słaniasz się na nogach, zaraz się osuniesz i upadniesz. Krew spływa Ci po twarzy zasłaniając oczy, ciernie wbiły się mocno w głowę. Nie ma nikogo, kto by stał w Twojej obronie, nie ma Apostołów. Gdzie są ci, których uzdrowiłeś? Gdzie są ci, którym pomagałeś? Pochowali się. Ale też wśród tego tłumu widzę niektórych, którzy przecież doświadczyli miłości Twojej. O, jak słaba jest ludzka natura. To przez mój grzech i siebie widzę wśród tego tłumu. Panie mój, wybacz mi!
A Ty podchodzisz do Krzyża, klękasz. O, Jezu, z jaką czułością przytulasz się do Krzyża! Całujesz i starasz się go podnieść. Muszą Tobie pomóc, bo Ty już nie masz sił, osłabiony torturami, bez jedzenia. Panie mój, nie ma nikogo, kto by Ci współczuł. Choć nie, widzę, Jezu, Twoją Matkę, z dala, ale widzę Ją. Ona swoją miłością wspiera Ciebie. Widzę, że Wasze Serca są połączone, że cierpią razem. Proszę Cię, Maryjo, pomóż mi, weź mnie do swego Serca i pozwól mi uczestniczyć w Twoim zjednoczeniu z Twoim Synem.
Daję Ci moje serce, Jezu. Pod każdy krok podkładam moje serce, gdy upadasz – podkładam moje serce, abyś nie ranił się o kamienie. Moje serce przykładam do Twojej twarzy, abyś mógł otrzeć się z Krwi i Potu. Moje serce kładę na Twoje ramiona, aby ciężar Krzyża nie był tak ciężki. Jestem, Jezu! Ja wiem, marna ta moja obecność, tym bardziej, że i mój krzyż jest na Twoich barkach. Nic dać Ci nie potrafię, Jezu, bo niczego nie mam, jestem samą słabością. Ale mam serce, które mi dałeś. Sercem chcę Ci towarzyszyć. Uczyniłeś moje serce wolnym, a więc moje serce należy do mnie i ja je Tobie daję. Jestem, Jezu, gdy upadasz, gdy się potykasz. Jestem, gdy Ciebie szarpią, gdy Cię popychają. Jestem, Jezu! Jestem, choć tłum napiera i krzyczy, choć rzucają w Ciebie kamienie. O, Panie, lękam się tego tłumu. Straszny ten tłum. Jestem, Jezu! Jestem!
A Ty idziesz aż na sam szczyt. O, Panie, przygotowują Krzyż, przymierzają Cię do tego Krzyża, aby przygotować otwory. Potem wtrącają na moment do jakiegoś dołu i tam czekasz. Jestem, Jezu! Nie jesteś Sam. Twoja Matka też jest.
Przyprowadzają Cię, stawiają i zrywają szaty. Panie, chcieli Cię wyszydzić, a ich serca same doznały zawstydzenia i zadrżały wobec widoku Świętego. Choć całe Ciało poranione, zakrwawione, zakurzone, to święte, czyste, doskonałe. Nic, Jezu, żaden brud nie dotknął się Ciebie. Jesteś Święty. Klękam przed Tobą, Jezu i oddaję Ci cześć, bo Tyś Bóg, Święty.
Oni znowu szarpią, popychają Ciebie na Krzyż. Moje serce kładę na Twoje dłonie, Panie. Przykładają gwóźdź, kolejne uderzenia i gwóźdź przechodzi przez tkanki, kruszy kości. Przechodzi przez drewno aż na drugą stronę. Jak cichutko jęczysz, Panie! Łzy płyną z Twoich oczu. Jezu mój, przepraszam. Kocham Cię! Oni szarpią już drugą rękę, siłą rozciągają, dopasowując do otworów. Wyszarpują kości ze stawów w miejscu łokci. Ręce nabierają innych kształtów. I znowu dźwięk uderzeń – przybijają. Ból niesamowity. Tak Cię rozciągnęli, Panie, w poprzek, tak strasznie, że przez to nogi nie sięgają do otworów. Robią więc rzecz straszliwą – obwiązując nogi sznurami, ciągną z całej siły, aby naciągnąć. Rozciąga się kręgosłup, trzeszczą żebra, rozrywają Ciebie żywcem. I przybijają nogi krusząc, miażdżąc, rozrywając Twoje Ciało, kości. Krew spływa. A potem stawiają Krzyż, który z wielkim hukiem wsuwa się w otwór skały, uderzając mocno. Wszystkie Twoje kości, kręgosłup, wszystko uderza o siebie, powodując kolejny ból.
Panie mój, jestem przy Tobie. Twoja Mama jest przy Tobie. I Jan jest przy Tobie. Nie słuchaj, Jezu, tych krzyków. Obrażają Ciebie, używając słów z Pisma. Nie słuchaj, Jezu. Nasze serca są przy Tobie. Panie, a Ty myślisz cały czas o nas, cały czas kochasz i dajesz nam Matkę, abyśmy nie czuli się samotni, aby było nam łatwiej do Ciebie przychodzić. O, Jezu, jak wielka jest Twoja miłość, niepojęta. W tym bólu, Panie, w tym torturowaniu tyle krwi wyciekło. Zmęczony, umęczony po torturach słabniesz. Konasz. Już nie widzisz nas. Doświadczasz, Jezu, tego największego, najstraszliwszego opuszczenia – opuszczenia od Ojca. Tulę się, Boże, do stóp Twoich. Całuję Rany na Twoich stopach, Jezu. Klękam i adoruję Twoją śmierć, która daje mi życie, Twoją samotność, która daje mi za towarzysza Boga. Adoruję Twoją miłość, która mnie zbawiła.
Panie mój, zdejmują Twoje bezwładne Ciało z Krzyża. Nie ma w nim życia. Matka Twoja przyjmuje Twoje Ciało w swoje objęcia. Boże mój, o Jezu mój! Patrzy na Twoją twarz, przytula policzek do Twojego policzka i chwilę kołysze się z Tobą, tak jak matka kołysze w objęciach swoje maleńkie dziecko, pragnąc je uspokoić, chcąc, żeby zasnęło. Jej łzy mieszają się z Twoją Krwią. Dotyka Twoich oczu, aby zamknąć je. I przygląda się Tobie. Jak trudno rozpoznać w tej postaci własnego Syna! Twarz zalana Krwią, Potem, zapuchnięte powieki, wargi spuchnięte, sińce, powyrywane włosy z brody, włosy zmierzwione, posklejane, na ramieniu ogromna rana od Krzyża, bezwładne, zniekształcone ręce, powyrywane kości ze stawów tam, gdzie powinny być łokcie, dłonie z ranami. Straszliwe rany. Maryja dotyka Twoich dłoni, układa je na Twoim Ciele. Widzi Ranę Twego boku, tak wielką i tak głęboką, że może zmieścić się tam cała dłoń. Stopy Twoje, Panie, tak biedne, pogruchotane, zmiażdżone, zranione. I znowu Maryja tuli Ciebie jak małe dzieciątko. A potem dają Jej wonności, maści. Najpierw nieco oczyściła Twoje Ciało, a potem wypełniała głębsze rany wonnościami. Matka balsamowała Twoje Ciało przygotowując do pogrzebu. Inni potem uzupełniali, pomagali. I zawinęli Ciebie, Jezu, w płótna i zanieśli do Grobu.
Nie jesteś Sam, Jezu. Twoi przyjaciele są z Tobą. Matka jest z Tobą. Ja też chcę być z Tobą. Widząc ból Matki, który rozdziera Serce, pragnę, Jezu, razem z Nią pozostać przy Tobie. Ona swoje Serce zostawia w Grobie, więc i ja zostawię. Nie będziesz Sam, Jezu, nasza miłość będzie z Tobą. A gdy będziesz zmartwychwstawał przyjdzie do Ciebie miłość Matki i moja miłość, byś nie czuł się nigdy samotny. O, Jezu, jak trudno zostawić Ciebie w tym Grobie. Panie mój, najtrudniejsze były godziny czekania na Twoje zmartwychwstanie. Jednak Maryja pomagała innym przetrwać ten czas, choć to Ona jest Matką. I zmartwychwstałeś, Jezu! Boże, nie bylibyśmy w stanie przeżyć Twej Męki i śmierci, gdyby nie było Zmartwychwstania.
Dziękuję Ci, Jezu za to, że dałeś nam życie, że możemy uczestniczyć w Twoim życiu, że dajesz nam uczestnictwo w pełni Twego życia. Dziękuję Ci, Jezu, że obdarzasz nas łaską uczestniczenia w Twojej miłości, wzięcia udziału w Twoim Dziele Zbawczym. Dziękuję Ci, Jezu, że to Ty sprawiłeś, iż dostaliśmy miano dzieci Bożych i że jako dzieci Boga jesteśmy dziedzicami wszystkiego. Wszystko, co Boskie jest nasze. Tylko widzisz, Panie, jesteśmy tak mali i tak słabi, że tego nie rozumiemy. Nie potrafimy, Boże, tego przyjąć, nie potrafimy zrozumieć wartości tak wielkiego obdarowania. Wybacz nam!
Pragniemy, Boże, choć po części zrozumieć, jak wielką miłością nieskończonym miłosierdziem obdarowałeś każdego z nas. Idąc z Tobą krok po kroku Drogą Krzyżową pragniemy sercami doświadczyć, czym jest Twoja miłość. A poznając ją pragniemy przyjąć do swoich serc, aby tą miłością żyć, aby więcej Ciebie nie zasmucać, nie ranić. Ponieważ nie możemy, Boże, czynnie uczestniczyć w Twoim Krzyżu, biorąc na siebie część cierpień, to pragniemy być obecni, gdy cierpisz i kochać Ciebie, abyś poprzez naszą obecność, poprzez naszą miłość doznał pociechy, nie czuł się tak samotny. Wiemy, że ta miłość jest marna, jak marne są nasze serca, ale jedynie to posiadamy jako naszą własność, dlatego tym chcemy Ciebie pocieszać i Tobie służyć. Bądź uwielbiony, Boże, w Twojej nieskończonej, niepojętej miłości, która skłoniła Ciebie do złożenia Ofiary, tak wielkiej! Bądź uwielbiony, Boże, w Twoim miłosierdziu, które rozlewasz na cały świat, a teraz szczególnie czynisz to. Bądź uwielbiony!
Chcemy tak jak potrafimy odpowiedzieć na Twoją miłość i Twoje miłosierdzie, chcemy całymi sercami przyjąć miłość i miłosierdzie, abyś poprzez nasze serca mógł ukochać inne dusze i innym duszom objawiać swoje miłosierdzie. I chociaż niewiele z tego rozumiemy i nie wiemy jak będziesz to czynił, to dajemy Ci nasze serca, abyś mógł się nimi posłużyć, by cały świat mógł poznać piękno Twej miłości, jej siłę, potęgę i moc. Niech cały świat doświadczy Twego miłosierdzia, by mógł radować się szczęściem wiecznym w Niebie. Bądź uwielbiony, Boże!
***
Dziękuję Ci, Boże! Dotknąłeś mojego serca i otworzyłeś przed moim sercem cudowny świat, rzeczywistość swoją. Wprowadziłeś moje serce w świat Ducha i pozwoliłeś uczestniczyć w wydarzeniach zbawczych. Dziękuję Ci, Boże! Jest to wielką łaską. Moje serce jest zbyt słabe, nie potrafiłoby samo tak się otworzyć. Dziękuję Ci, Boże!
Pragnę, Panie, odpowiedzieć na Twoją miłość. Chcę Ciebie kochać. Pragnę, Jezu, każdego dnia Ci towarzyszyć podczas Twojej Męki. Proszę, abyś prowadził moje serce, bo Ty wiesz, że ja nie potrafię się modlić. Będę prosić Ducha Świętego, On zawsze poprowadzi moje serce. Ufam też, Panie, że Ty pragniesz, abym był przy Tobie podczas Twojej Męki, więc będę zawsze klękać u stóp Twoich, Jezu, i będę kochać Ciebie, bo wiem, że nie potrzeba zbyt wielu słów – trzeba kochać! Będę Ciebie kochać. Każdego dnia, Jezu, będę wszystko czynić z myślą o Tobie, każdą czynność ofiaruję Ci. Moje serce będę każdego dnia przytulać do Twojego Serca. I chociaż będę wykonywać swoje obowiązki, to moje serce będzie przy Tobie, Jezu. Nie będziesz Sam. Ja wiem, Panie, to ja jestem słaby, a Ty Wszechmocny. To ja potrzebuję wszystkiego, więc ufam, że Twój Duch, Jezu, będzie moje serce prowadził i podtrzymywał, abym mógł Ci towarzyszyć. Mam też Anioła Stróża, trochę się nim posłużę, Jezu. Niech on będzie przy Tobie, kiedy ja będę zajęty pracą. Będę go do Ciebie wysyłać. Ale mam też przecież braci i siostry w Niebie – Świętych i ich poproszę. To oni będą mi pomagać, abym stale pamiętał o Tobie. Oni będą się za mnie modlić, w moim imieniu będą z Tobą, Jezu. Dziękuję Ci, że dałeś mi siostrzyczki i braciszków. Oni są już w Niebie i żyją miłością. Oni już widzą, nie muszą wierzyć. Więc będę ich prosić, aby w tej tajemnicy miłości trochę wspierali moje serce; aby mnie poprowadzili do Ciebie jako swego młodszego braciszka. Myślę, że właśnie po to są Święci.
Panie mój, dziękuję Ci za wszystko, co czynisz w moim sercu, za wielkie obdarowanie. Wszystko to przerasta moje serce. Proszę, pobłogosław mnie, abym niczego nie zmarnował, ale bym całym swoim życiem odpowiedział na miłość Twoją. Niech Twoje błogosławieństwo prowadzi mnie do Ciebie.
Refleksja
Starajmy się nieustannie w swoim sercu adorować Jezusa. Starajmy się uświadamiać sobie, jak bardzo w tym Dziele jest samotny, chociaż ma grono Apostołów, uczniów i przygotowuje się przecież do Męki opowiadając im nieco, zapowiadając, co ma nastąpić. Jednak doświadcza całkowitego osamotnienia, ponieważ otaczają Go ludzie, którzy nic nie wiedzą i nie rozumieją. Nie rozumieją tak naprawdę na czym polega Jego mesjańskie zadanie, na czym polega Dzieło Zbawcze.
Samotność Jezusa jest ogromna. Jest tak wielka, że człowiek nie potrafi sobie tego wyobrazić, chociaż sam doświadcza samotności. Wielu z nas ma doświadczenie samotności, jednak samotność Jezusa jest o wiele większa. On w tej samotności podejmuje Dzieło największe, nieskończone; Dzieło, którego wielkości człowiek na miarę swoich pojęć nie jest w stanie określić i zrozumieć. Wielkość tego Dzieła równa jest wielkości samotności Jezusa. Jezus dokonuje tego Dzieła dla całej ludzkości, a więc ciężar jaki bierze na Siebie, to ciężar całej ludzkości. Nie znajduje nikogo, staje niejako naprzeciwko całej ludzkości Sam jeden. Maryja towarzyszyła Mu, miłość Matki wspierała Go, niemniej jednak był samotny.
Osamotnienie Jezusa wiązało się z Ojcem. Realizował wolę Ojca. Czynił to z miłości do Ojca i do ludzi. Stawał naprzeciwko Ojca, by wypełnić Jego wolę. I chociaż Ojciec był z Nim, to jednak Jezus dokonać tego musiał Sam, bo przecież w ten sposób jednał człowieka z Bogiem. Dokonywał tego wobec Ojca, a więc musiał to wykonać Sam, a nie w połączeniu z Ojcem. Dlatego Jego samotność była nieskończona.
Proszę więc was o towarzyszenie Mu w każdym momencie. Pomimo, że nie potrafimy zrozumieć tej samotności, nie rozumiemy wielu rzeczy, to jednak próbujmy towarzyszyć Jezusowi. Człowiek podejmując pewne starania, by spełnić Boże oczekiwania, nie zdaje sobie sprawy, jak wiele łask otrzymuje, jak Bóg odpowiada ogromnym sercem wypełnionym łaskami – z naszej strony niewielki wysiłek, a obdarowanie i wdzięczność Boga nieporównywalnie większa.
Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.