Szukanie Jezusa, który pozostał w świątyni, gdy w sercu Maryi narastał coraz większy ból było dla Józefa też szczególnym przeżyciem, bardzo silnym. Miał wrażenie, że nie dopełnił czegoś, a przecież Bóg Mu zaufał powierzając swojego Syna. Cierpiał, ponieważ nie wiedział, co się dzieje z Jezusem. A kochał Go bardzo. Pokochał Jezusa jeszcze bardziej niż ziemski ojciec, ponieważ ta miłość była miłością zarówno ojcowską, ale też miłością do Boga. nawet trudno jest opisać te skomplikowane uczucia, jakie były w sercu Józefa, a które owocowały tak wspaniałą miłością, które kierowały Jego postępowaniem, Jego wychowaniem. Można by rzec, że Józef nawet nie podejmował specjalnych działań wychowawczych, On po prostu kochał. I z tej miłości płynął Jego sposób bycia przy Jezusie, z tej miłości płynęły słowa, zachowanie. Jezus również pokochał Józefa. Pokochał szczególną miłością. Zatem łączyła te dwie Osoby miłość nieziemska.
Józef, tak jak każdy ojciec pokazywał Jezusowi swój fach, a Jezus bardzo chętnie towarzyszył Mu w Jego pracy od maleńkości. Patrząc już się uczył, a potem próbował sam. Józef z wielką radością, z wielką miłością dawał do małych rączek Jezusa drobne klocki drewna, mniejsze narzędzia i uczył posługiwać się nimi. Ileż radości dawało Jezusowi zrobienie samodzielnie pierwszych rzeczy. Bardzo długo Jego Matka miała pierwszy stołeczek zrobiony przez Jezusa. I za każdym razem, kiedy się nim posługiwała, czuła tę samą miłość, jakiej doświadczała posługując się sprzętami zrobionymi przez Józefa. Można by rzec, że Jezus przejął tę miłość. Ale czy nie było tak, że to Józef tę miłość otrzymał. A może razem obdzielali się miłością. Jezus był życiem Józefa, był więcej niż Synem. Dlatego tym bardziej Józef cierpiał szukając Go wraz z Maryją. A kiedy znaleźli Jezusa, to Maryja była tą osobą która zrobiła delikatny wyrzut Jezusowi, mówiąc o miłości: szukaliśmy przecież z bólem serca. Ból powodowany miłością. Józef nie uczynił nigdy Jezusowi żadnego wyrzutu. W zadziwiający sposób nigdy Go nie karcił, chociaż miłując w jakiś sposób uczył. Ale to zawsze była miłość.
Zadziwiające jest, jak Bóg uformował serce Józefa, że potrafił całą swoją osobą tę miłość wyrażać i że wyrażając tę miłość nie musiał nikogo pouczać, nikogo karcić. On tę miłość rozlewał. Przy nim o wiele łatwiej było być dobrym. I ludzie przy nim zmieniali się. Jezus, wiadomo, Syn Boży troszeczkę był innym dzieckiem niż zwykłe ziemskie dzieci. Jezus sam promieniował miłością, ale i Józef tą miłością promieniował. Nawzajem na siebie oddziaływali. Niepojęta relacja! Nie ma takiej relacji na ziemi między ojcem a synem, między rodzicem a dzieckiem, tak pięknej, tak wzajemnie się unoszącej ku świętości, tak wzajemnie obdarzającej się miłością, tak niesamowicie oddziałowującej na jedną i drugą stronę.
Możemy prosić Świętego Józefa o ten dar miłości, miłości zarówno do Jezusa, jak i miłości do swoich bliskich, o tę miłość w sercach naszych, byśmy przemienieni tą miłością po prostu nią byli i nią żyli. Byśmy poprzez ten fakt bycia miłością zmieniali świat, tak jak to czynił Józef.