Każde dziecko potrzebuje matki. Ona zapewnia mu wszystko: karmi, przewija, troszczy się nieustannie. Chce, aby dziecko dobrze się rozwijało, rosło, było mądre i czyni wszystko, aby tak się działo. Jej starania, owszem, uzależnione są od możliwości materialnych, ale najważniejsza jest miłość, którą dziecko wyczuwa i to dzięki niej się rozwija. I odpowiada na tę miłość, ufa mamie, stale pragnie z nią być. W miarę jak rośnie, zaczyna pomagać w różnych czynnościach, obowiązkach – tak jak potrafi, odpowiada miłością na miłość. W zależności od wieku i możliwości coraz bardziej angażuje się w pomoc, by razem z mamą różne rzeczy robić, mieć swój udział w sprawach rodziny; przestaje być biorcą, zaczyna być tym, który również daje coś z siebie.
My, jako dusze maleńkie, jesteśmy dziećmi Matki – Kościoła. Początkowo bardzo dużo tylko czerpaliśmy. Tak jak każda dusza rodząca się w Kościele poprzez chrzest najpierw przede wszystkim przyjmuje – przyjmuje w swoim domu rodzinnym, podczas nabożeństw i modlitwy w kościele, podczas katechezy w szkole; przyjmuje wszędzie. Zanurzona jest w Kościele – nie tylko tym instytucjonalnym. Otoczona jest duszami, ludźmi i od nich czerpie. Wszystko jest do dyspozycji duszy i ona najpierw bierze. Ale powoli, w miarę rozwoju, zaczyna odwzajemniać miłość i również pragnie dawać; kochać i tę miłość wyrażać na różny sposób. I my już jesteśmy na tym etapie, że oprócz ciągłego przyjmowania miłości od Kościoła – swojej Matki, możemy tę miłość odwzajemniać. Dlatego wciąż uświadamiamy sobie kim jest Kościół i staramy się go pokochać szczerym, gorącym sercem. Z wdzięcznością za wszelkie dobro, które otrzymaliśmy, staramy się służyć Kościołowi, pomagać naszej Matce.
Tę pomoc wyrażamy poprzez miłość – miłość ponad wszystko; taką jaką darzy się prawdziwą matkę. Myślimy wciąż o Kościele z troską, pragniemy mu pomagać, służyć, czynić dobro na jego rzecz. Naszymi sercami staramy się ogarnąć cały Kościół, a więc wszystkie dusze, kapłanów, osoby konsekrowane; w sposób szczególny Papieża i hierarchów. Miłością darzymy każdą żyjącą na ziemi duszę słabą, grzeszną, i każdą cierpiącą w czyśćcu. Ogarniamy wszystkie poczęte, nienarodzone dzieci i dusze tych, od których zależy ich życie. Miłością obejmujmy wszystkich, którzy mają wpływ na jakość życia; tych, od których w sposób szczególny zależy los Kościoła. I nie chodzi tylko o dusze wierzące, ale i te, które walczą z Kościołem, wpływając w sposób negatywny na jego życie. Pamiętamy o duszach, które cierpią za wiarę, a jest ich tak dużo. Wcale nie minęły czasy męczeństwa chrześcijan, one trwają nadal. My żyjemy w spokoju, ale codziennie cierpią, giną za wiarę ludzie wierzący. Swoją miłością obejmujmy wszystkich, cały Kościół.
Nasza miłość i troska przejawia się przede wszystkim w modlitwie, w otwartości serca na Boże sprawy; nie w działaniu, nie w podejmowaniu jakichś kolejnych akcji, ale w modlitwie. By miłością objęta została każda sprawa i każda dusza. Słysząc o różnych złych wydarzeniach w łonie Kościoła czy też wymierzonych przeciwko niemu, staramy się przede wszystkim modlić; nie komentować, nie roznosić zła, ale modlić się i kochać. Aby przynajmniej poprzez nasze serca to zło nie było pomnażane, lecz by miłość wylewana była na Kościół. Ufamy, że do tego Bóg nas powołał.
Nasza miłość wyraża się również w nieustannym dziękczynieniu Bogu za wielkie dobrodziejstwo, jakie uczynił nam, dając Kościół. Bez Kościoła, tak jak dziecko bez matki, nie przeżylibyśmy. Dziękujemy więc Bogu za naszą Matkę – Kościół, kochamy i nieustannie modlimy się w intencji całego Kościoła.