Czy zauważyliście, jak piękne słowa wypowiada dzisiaj Jezus, mówiąc o swoich owcach? (J 10,22-30). Powinniśmy czuć się wyróżnieni. Powinniśmy się rozradować. Jednocześnie słowa te mogą nieco zasmucać, ponieważ w sposób kategoryczny oddzielają owce słuchające głosu Pasterza od tych, które tego Pasterza nie znają, nie słuchają, do Niego nie należą. Jezus wyraźnie zaznacza, jaka jest przyszłość Jego owiec. Wprawdzie nie mówi nic o owcach nie ze swojej owczarni. A jednak, jeśli się zastanowić, to przyszłość tych owiec nie jawi się już tak radośnie.
Zajmiemy się jednak owczarnią Jezusa. Nasze serca powinien ucieszyć fakt, że Jezus uważa każdego z nas za swoją owcę. Każdą zna, każdą miłuje, prowadzi i dla każdej przygotował miejsce w niebie. Z tej racji, że należymy do jednej owczarni – owczarni Jezusa, mamy zapewnione życie wieczne. Ten fakt dla każdej duszy sprawia, że serce ludzkie doświadcza pokoju. Powinno cieszyć się tym, co je czeka. Jezus mówi o swoich owcach jako o tych, które On miłuje, o które się troszczy. On osobiście, bo On jest Pasterzem. Szkoda, że słowa te tak szybko przechodzą przez umysł i serce ludzkie. Szkoda, że tak często puszczane są mimo uszu. Szkoda, że dusze nie zagłębiają się, by rozważać, co oznacza należeć do owczarni Pana. Owce mają dane wszystko, nie muszą troszczyć się o siebie. To Pasterz dba o to, by wyprowadzić je na zielone pastwiska, pilnuje, aby drapieżnik nie zaatakował, to On je prowadzi do owczarni, pilnuje, aby żadna gdzieś nie odeszła, nie zabłądziła. To On pomaga owcy, jeśli jednak gdzieś się zapodzieje. Szuka, znajduje i przyprowadza do owczarni. Owca czuje się bezpiecznie. Dusza powinna czuć się bezpiecznie, ponieważ Bóg troszczy się o nią. To poczucie bezpieczeństwa powinno towarzyszyć każdej duszy, która oddaje się Bogu, która wierzy i ufa. Poczucie radości powinno towarzyszyć każdej duszy, która przyjmuje miłość i kocha. Czy jednak tak jest w rzeczywistości? Na ile dusza przyjmuje ten fakt Bożej opieki nad nią jako prawdę, jako rzeczywistość? Na ile otwiera się na tę opiekę i na Boże prowadzenie? Jeśli nie do końca wierzy i ufa, sama próbuje zabezpieczyć swoją przyszłość, sama troszczy się o siebie. Dlatego też jest w niej wiele niepokoju, tak często szamocze się, nie wiedząc, w którą stronę iść. Nie żyje w pokoju – prawdziwym, pełnym, dającym szczęście. Gdyby dusza zaufała, gdyby była pokorna, przyjęłaby Bożą opiekę nad sobą, powierzyłaby całe swoje życie i od tego momentu nie zajmowałaby się niczym, ponieważ wszystkim zajmuje się Bóg. Z ufnością przyjmowałaby sytuacje, która spotyka na swojej drodze, ufając, że Bóg ją przeprowadza przez te wydarzenia. Gdy miałaby podejmować jakieś decyzje, pierwsza myśl skierowana byłaby do Boga, aby to On pokierował jej decyzjami. A potem robiłaby drugi krok – pod wpływem pierwszej myśli podejmowałaby decyzje. Nie buntowałaby się, ponieważ przyjmowałaby wszystko jako wolę Bożą. Nie czyniłaby żadnych planów, ponieważ spodziewałaby się od Boga każdej kolejnej minuty i godziny. Nie musiałaby więc tych planów czynić. A jeśli pewne obowiązki nakłaniałyby do uczynienia planów, to przy każdym zamieszaniu, które burzyłoby te plany, dusza nie czułaby niepokoju, ponieważ wiedziałaby, że jest w tym wola Boża. Dusza, która jest jak prawdziwa owieczka, idzie za swoim Pasterzem. Nie ma swojej drogi, swoich planów, nie realizuje swoich decyzji, swoich pragnień. Ona idzie za Jezusem. Tam gdzie jest Jezus, tam jest owieczka, tam jest dusza. Gdziekolwiek się znajduje, jest przecież z Jezusem i nie martwi się. Z Nim przeżywa każdą chwilę dnia. Zatem nie wyszukuje sobie miejsc, bo to Jezus te miejsca wybiera. Nie ona jest panią siebie, tylko Jezus. To prawda, że nie jest to łatwe. Człowiek przyzwyczajony jest do ciągłego podejmowania wyborów, ma upodobania, ma swój gust – pewne rzeczy lubi, innych nie. Zatem cokolwiek czyni, kieruje się swoim gustem, swoimi odczuciami, pragnieniami. Trudno mu tak zupełnie przestać wybierać pod kątem swojej osoby. Zauważcie, chociażby jakiś wyjazd – człowiek myśli o tym, w jakie warunki jedzie i wybiera to, co jest wygodne, w jego mniemaniu lepsze. I tych wyborów dokonuje również w sprawach błahych. Właściwie każda najmniejsza, najdrobniejsza decyzja tym jest kierowana. Będąc owieczką, dusza powinna uczyć się całkowicie rezygnować z siebie, by dać się poprowadzić, ponieść wszędzie Jezusowi. Dobrym obrazem jest owieczka na ramionach Jezusa – Pasterza. Widać w nim, że zupełnie nie ma już ona własnej woli. Ta, która idzie sama, jeszcze jakiś wybór ma. Może iść z prawej strony Jezusa, albo z lewej. Może skubnąć trawkę, którą wybierze; może iść nieco wolniej lub szybciej… Ale ta, która jest na ramionach, jest przecież niesiona i nie czyni nic swojego.
Spróbujmy w następnych dniach pamiętać o tym obrazie. W różnych sytuacjach pamiętajmy, że jesteśmy owieczką na ramionach Jezusa, że my nawet sami nie idziemy. W związku z tym pozwólmy się Jezusowi nieść, a więc przyjmujmy wszystko. Bo przecież Jezus zaniósł nas w dane miejsce, w daną sytuacje, postawił nas w jakiejś relacji z kimś. Jezus zadecydował. A skoro to On, to znaczy, że z tego wydarzenia, spotkania, sytuacji, relacji, każdy ma wynieść dobro. Powinien przyjąć wszystko jako dar miłości, przyjąć również z miłością. Wtedy będziemy prawdziwie owcami w owczarni Pana, o których Jezus mówi z miłością, dla których przygotował miejsce, dla których otwarte jest Serce Boga, które mają zapewnione szczęście w wieczności.
Czy zatem Żydzi, którzy domagali się od Jezusa odpowiedzi na pytanie, kim On jest, którzy żądali znaków, nie są z owczarni Jezusa? Zdarzają się i takie owce, które nie chcą należeć do owczarni, choć Pasterz chce przygarnąć wszystkie, choć Jezus stał się Bramą dla wszystkich dusz. Jezus jest dobrym Pasterzem, który kocha wszystkie swoje owce, o wszystkie zabiega, czyni starania, aby każda była bezpieczna w Jego owczarni. Przed każdą otwiera Serce, by mogła wejść przez tę Bramę. Ale nie zmusza. I, niestety, zdarza się również tak, że owce same podejmują decyzję o tym, że nie należą do tego Pasterza, lub że odchodzą z owczarni; że same się będą paść, same będą się o siebie troszczyć. Dobrze jednak wiemy, co dzieje się z owcą, która pozostawiona sama próbuje przeżyć gdzieś poza owczarnią, wśród dzikiej zwierzyny. Taka owca nie ma szans na przeżycie. Nie ma dzikich owiec. Te, które oddaliły się od pasterza, giną. Zatem z jednej strony – perspektywa życia wiecznego, nieskończona miłość Jezusa, Jego troska i otwarte Serce dla każdej owcy, Jego wykupienie każdej z nich za cenę własnego życia, a z drugiej strony – perspektywa śmierci. Dlaczego więc tak wiele owiec, mając tak jasno przedstawioną swoją sytuację, wybiera śmierć?
Rok Miłosierdzia – to rok szczególny. To czas, kiedy Bóg zwraca się do swoich owiec, do dusz wybranych, o modlitwę za te owce, które są nieposłuszne i z różnych powodów wybierają samowolę, a więc śmierć. Ten rok jest prawdziwie rokiem łaski, w którym Bóg daje swoje błogosławieństwo, ułatwia niejako duszom powrót do owczarni. Daje im swoje światło, zapala je w różnych momentach, w różny sposób, by zbłąkane owce mogły powrócić. Dusze wybrane mają być świadome tej łaski, która towarzyszy wszystkim ludziom w tym roku. Jako wybrane są odpowiedzialne za to, w jaki sposób przyjmą łaski i zadanie im powierzone – zadanie, by przekazywać Boże miłosierdzie, światło Bożego miłosierdzia, by samymi stawać się światłem, do którego zwracać się będą zaginione owce, i poprzez które dotrą do Serca Bożego, pełnego miłosierdzia. By móc stać się takim światłem, by móc innym oświetlać drogę, wskazywać tę właściwą, trzeba być owcą, która pozwoli Jezusowi nieść się na ramionach. Trzeba całkowicie oddać się Jemu, należeć do Niego i nie realizować własnej woli. Dopiero wtedy Bóg realizuje swoją wolę w danej duszy, Jego światło jaśnieje w tej duszy. Tylko Boże światło ma tę zdolność przyciągania dusz do zdrojów miłosierdzia. Jakimkolwiek innym światłem dusza świeci, nie przyciągnie innych do zdrojów miłosierdzia. Dlatego tak ważne jest, by ustąpić w swoim wnętrzu miejsca Bogu, by nie czynić nic swojego. To, co ludzkie nie ma żadnej mocy. Nawet słowa najpiękniejsze, nawiązujące do prawd ewangelicznych, ukazujące piękno Bożej miłości, wypowiadane przez duszę, która realizuję samą siebie i swoją wolę, nie mają żadnej mocy. Natomiast słowa duszy, która żyje Jezusem, choćby były najprostsze, najskromniejsze, i choćby ich było niewiele, mają moc przyciągania dusz do Boga.
Połóżmy swoje serca na ołtarzu, prosząc Ducha Świętego, by uzdolnił nas do tego, by być owcą niesioną na ramionach Jezusa.
Adoracja
Bądź uwielbiony, Panie! Kłaniam się Tobie do samej ziemi. Ty jesteś Królem. Witaj w moim sercu! Pragnę oddawać Tobie chwałę. Pragnę, Boże, Ciebie uwielbić. Chcę Ci służyć. Jezu mój, nie czekałeś na jakieś dogodne usposobienie mojej duszy, ale przyszedłeś. Nie patrzyłeś na to, że w duszy jest jak w ciernistych krzewach, ale przyszedłeś, by przemienić te krzewy w najpiękniejsze kwiaty – delikatne, wydające najpiękniejszą woń i samym wyglądem wielbiące Boga. Zatem, Jezu, daj mi swojego Ducha, który przemieni moją duszę i sprawi, że będziesz czuł się dobrze, że moja dusza będzie wielbić Ciebie, Ciebie wysławiać, będzie Ci dziękować. A to dziękczynienie będzie Ci miłe, będziesz czuł się dobrze w moim sercu. Proszę Cię, Jezu, udziel mi swojego Ducha.
***
Pragnę, Jezu, modlić się, pragnę spotykać się z Tobą, pragnę Ciebie wielbić. Jednocześnie uświadamiam sobie całkowitą niemożność czynienia tego, czego pragnę. Ale Ty, Panie, wlałeś we mnie pewne światło, za które Ci dziękuję. Od dzisiaj, Jezu, będę Ciebie wielbić dokładnie tym, czym jestem. Wielbię Ciebie więc brakiem umiejętności modlitwy, bo nie potrafię się modlić. Wielbię Ciebie, Panie, moim zmęczeniem. Wielbię Ciebie, Boże, moim samopoczuciem – tym, jakie ono jest. Wielbię Ciebie moimi pragnieniami, które są wielkie, a jednocześnie – moimi możliwościami, których prawie nie mam, aby zrealizować te pragnienia. Tym właśnie Ciebie wielbię. Wielbię Ciebie, Panie, wszystkim, co jest we mnie słabe, co jest niedostateczne, co jest niepozorne, nijakie; co jest brzydkie – bo taki jestem. Wielbię Ciebie, Boże, sobą. Skoro Ty stworzyłeś wszystkie stworzenia i wszystkie wielbią Ciebie tym, czym są – i te przepiękne lilie, i maleńkie stokrotki wielbią Ciebie – to ja mogę być tą stokrotką. Skoro wielbią Ciebie przepiękne rajskie ptaki szare wróble, ja mogę być tym wróblem. Panie mój, skoro wielbią Ciebie wspaniałe antylopy i małe myszki, to ja mogę być tą myszką. Skoro wielbią Ciebie ogromne zwierzęta – przepiękne słonie, żyrafy, ale też i małe mrówki i żuczki, to ja będę tym małym żuczkiem. Przecież każde z nich wielbi Ciebie tym, że jest dokładnie takie, jak Ty je stworzyłeś i żyje dokładnie tak, jak Ty zaplanowałeś. I ja też mogę więc wielbić Ciebie tym, jaki jestem. A jestem małą duszą. Mogę Ciebie wielbić właśnie tym brakiem zdolności i umiejętności, bo właśnie taki jestem. Nie będę więc udawać kogoś innego, ale wielbić Cię będę tym, czym jestem.
***
Wielbię Ciebie, Jezu, w moim małym sercu – tak słabym, że już słabszego nie ma. Bądź uwielbiony, Panie, w mojej ściśniętej i małej duszy. Bądź uwielbiony w całej mojej osobie. Choć widzę brzydotę mojego wnętrza, wybacz mi, ale będę Ciebie właśnie tym wielbić, bo nie mam w sobie piękna. Bądź uwielbiony, Jezu, pragnieniem miłowania Ciebie tak wielką miłością, jaką jeszcze nikt Ciebie nie umiłował. Ja wiem, Panie, to tylko pragnienie, ale skoro je posiadam, to chcę Ciebie nim wielbić. Będę Ciebie wielbić, Jezu, moim pragnieniem życia w zjednoczeniu z Tobą. Nie potrafię tego uczynić, nie potrafię zjednoczyć się z Tobą, ale mam pragnie, więc nim będę Ciebie wielbić. Będę Ciebie wielbić pragnieniem pokory. Nie mam jej w sobie, ale będę Ciebie wielbić pragnieniem, by być pokornym. Każdą cząstką siebie, która jest tak mała i niepozorna, będę Ciebie wielbić, Boże. I dziękuję Ci, że wzbudzasz we mnie pragnienia. Same te pragnienia są piękne, bo unoszą mnie wysoko do Ciebie, dają chwile szczęścia. Wielbie Ciebie tą moją radością i szczęściem , które dają te pragnienia. Wielbię Ciebie, Boże. Bądź uwielbiony!
***
Dziękuję Ci, Jezu. Uczyniłeś mnie swoją owieczką. Opiekujesz się mną i jest mi dobrze z Tobą. Wybacz, że czasem jestem uparty – wtedy przypominam osła. Czasem jestem krnąbrny i chcę iść swoją drogą. Wybacz mi. Ale wielkim szczęściem jest dla mnie to, że Ty przyrównujesz mnie do owcy. Owieczka kojarzy mi się z łagodnością, z pokorą. Ufam, że ten obraz – to moja przyszłość, że Ty sprawisz, że kiedyś będę łagodny, pokorny, posłuszny. Przemieniasz moje serce. Przecież Ty możesz wszystko. Możesz zmienić to, co po ludzku wydaje się niemożliwe. Możesz więc mnie przemienić. Dziękuję Ci, Jezu, za to, że chcesz mnie – swoją owieczkę – nieść na ramionach. Dopiero teraz zaczynam rozumieć, co oznacza ten obraz. Dopiero teraz rozumiem, co oznacza oddać całkowicie swoją wolę, zrezygnować z siebie. To znaczy być owcą, którą Ty niesiesz. To nawet nie iść obok Ciebie, to nawet nie iść za Tobą. To być niesionym przez Ciebie i nie mieć żadnej możliwości decydowania o niczym, o żadnym kroku. Tam, gdzie postawisz owieczkę, tam ona będzie skubała trawę. Potem znowu weźmiesz ją na ramiona i poniesiesz, gdzie Ty chcesz. Tak, Jezu, pragnę być taką owieczką. Będę starała się co rusz spoglądać na Ciebie i pytać o Twoje zdanie. Będę spoglądać na Ciebie i Tobie polecać różne sprawy. Będę modlić się o to, aby Twój Duch pokierował moimi słowami i postępowaniem. Będę stale powracać do tego obrazu owieczki i uświadamiać sobie, że przecież oddałam Ci swoją wolę. Decyzja we wszystkim należy do Ciebie. Dziękuję Ci, Jezu, jesteś tak cierpliwy. Uczysz mnie nieustannie. A ja – jak ten uczeń, który nie słucha – ciągle postępuję inaczej. Ty więc od nowa mnie uczysz, przypominasz. Jesteś tak cierpliwy i łagodny, jak żaden nauczyciel. Panie mój, dziękuję Ci, że przyjmujesz mnie takim, jakim jestem, że przyjmujesz mnie z miłością, a nie z obrzydzeniem, choć ja wielokrotnie na Twoim miejscu patrzyłbym z obrzydzeniem. Dziękuję Ci, że Twoje spojrzenie czyni moją duszę piękną. Sprawiasz, że stojąc przed Tobą, czuję, jak przemienia się moja dusza, jak pięknieje, przystrajana Twoimi przymiotami, Twoimi cnotami, Twoimi zasługami. Boże mój, wszystko mi dajesz. Piękność duszy, szata, klejnoty – a więc dary Twoje. I Ty zachwycasz się, cieszysz się moim wyglądem, choć niczego nie uczyniłem. Kocham Ciebie, Jezu!
***
Dziękuję Ci, Panie. Doświadczam miłości, którą mnie otaczasz, która wypełnia moje serce, która przystraja moją duszę; miłości, która czule mnie obejmuje, podnosi. Doświadczam Twojej miłości, Jezu. Dziękuję Ci. I ja pragnę kochać Ciebie wielką miłością. Chciałbym odpowiedzieć na to wielkie umiłowanie Twoje tym samym. Chciałbym tak otworzyć serce, aby przyjęło całą Twoją miłość. A gdy już zawrę w swoim sercu całą Twoją miłość, wtedy będę kochać Twoją miłością. I wiem, Boże, dajesz mi to poznać, że jest to możliwe. Przychodzisz do mojego serca, cały Ty. I mieszkasz w moim sercu cały. Boże otwórz moje serce tak, abyś Ty mieszkający we mnie, mógł swobodnie kochać dusze; abyś Ty, który mieszkasz we mnie, mógł zlewać miłosierdzie na dusze; abyś Ty, który mieszkasz we mnie mógł nieść duszom pokój. To niezwykłe, Panie. Ja chcę przyjąć Ciebie, a Ty przecież już we mnie mieszkasz. Chcę przyjąć całą Twoją miłość, a przecież posiadłem już Ciebie, posiadłem miłość Twoją. Otwórz moje serce, dysponuj nim i czyń, co zechcesz. Należę do Ciebie. Bądź uwielbiony, Boże!
***
Dziękuję Ci, Jezu, za ten czas, za Twoje bycie razem z nami, za Twoją obecność. Dziękuję Ci za to, że ta obecność zawsze jest tak czynna. Zawsze obdarzasz przeróżnymi łaskami, zawsze wychodzimy ogromnie obdarowani. Dopomóż nam, Jezu, byśmy tymi łaskami żyli. Niech wprowadzają nas w większą zażyłość z Tobą, niech nas prowadzą do Ciebie. Dopomóż nam, Jezu, nie marnować łask. Pobłogosław nas.
Refleksja
Niech ten obraz Jezusa – Dobrego Pasterza, który nosi swoje owieczki na ramionach, będzie zawsze w naszym sercu. Często powracajmy do tego obrazu, by uświadamiać sobie, kim jesteśmy. By oddawać Jezusowi ster swego życia. Dopiero wtedy, gdy dusza całkowicie powierzy wszystko Jezusowi, staje się wolną, szczęśliwą. Warto doświadczyć tego szczęścia.
Błogosławię was. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.