Doświadczamy na tej pielgrzymce wielu łask. Każdy z nas na swój sposób doświadcza obecności Boga. Jesteśmy dotykani Jego miłością, nasze serca są rozradowane i szczęśliwe. Jest to wielkie rzeczywiście szczęście, wielka radość, że możemy doświadczać tak wielkiej miłości, a nasze dusze są uzdrawiane. Jednocześnie przyjmując miłość miejmy świadomość, że przyjmujemy krzyż. Postarajmy się ten krzyż przyjmować w pełni świadomie; nie jako coś, czego trzeba się obawiać, ale jako radość. A więc przyjmijmy dzisiaj wielką radość, bowiem Bóg zbawił nas poprzez Krzyż. Bóg pozwolił na to, aby Jego Syn cierpiał za nas. Zobaczmy co za radość, co za wielka miłość kierowała Nim, że pozwolił na cierpienie własnego Syna. Spójrzmy, wraz z Krzyżem idzie radość. A Krzyż wypływa z miłości. Nie ma prawdziwego życia w miłości bez cierpienia. Nie trzeba się go bać. Cierpienie należy przyjąć. Tylko zgoda w sercu na cierpienie i na krzyż uwalnia człowieka z lęku, daje mu pokój w sercu. Spróbujmy spojrzeć na cierpienie właśnie z tej strony, jako wyraz miłości. Przyjmijmy swoje życie, które jest cierpieniem, jako dar Boga, jako dar Jego miłości, jako wielką szansę daną nam na zbawienie. A wszystko, co wydarza się w naszym życiu, jako wielkie zwiastowanie tego zbawienia. Spróbujmy na początku każdego dnia powiedzieć Bogu Ojcu: Tak, zgadzam się, Boże, na to, co przyniesie ten dzień, bo Ty mi zwiastujesz wielkie zbawienie; bo Ty mi zwiastujesz miłość wielką, którą dałeś mi poprzez Jezusa. A więc, tak, przyjmuję ten dzień, cokolwiek przyniesie. A potem w ciągu dnia, kiedy słyszymy coś nieprzyjemnego, mówmy Bogu „tak”, bo to jest łaska na tę chwilę. Kiedy jest przykre zdarzenie, mówmy: Tak, dzięki Ci, Ojcze, bo Ty niesiesz z tym cierpieniem łaskę. Kiedy będziemy mówić Bogu „tak”, wtedy w naszym sercu zrodzi się radość z przyjmowanej woli Bożej. Będziemy ją realizować w sposób doskonały, bowiem godzić się będziemy na wszystko, co Bóg nam daje, co dopuszcza. Nie lękajmy się szatana. On, choć będzie starał się mieszać szyki, to jednak nasze „tak” sprawi, że Bóg zamieni wszystko w wielkie błogosławieństwo. Spróbujmy dzisiaj spojrzeć na swoje życie, w którym jest dużo bólu i cierpienia, jako na wielką łaskę daną przez Boga, jako wyraz Jego miłości, jako naszą drogę do zbawienia.
Życie Maryi nie było usłane różami. Od momentu Zwiastowania rozpoczęło się Jej cierpienie, Jej Golgota. Przecież św. Józef nic nie wiedział o Zwiastowaniu. Myślimy, że Maryja nie cierpiała, kiedy widziała Jego oczy pełne niepokoju, pełne lęku wręcz, co się stało z Jego Miriam? A później, kiedy trzeba było znosić niewygody i iść do Betlejem, choć Maryja wiedziała, że ma się narodzić Dzieciątko, które miało być Bogiem. A same Narodziny? Myślimy, że ta grota była czysta, wysłana materiałami. Nie. Św. Józef postarał się nieco uprzątnąć ją, ale to była grota dla zwierząt, używana przez pasterzy, brudna, pełna pajęczyn. A ucieczka do Egiptu, rezygnacja z własnej ojczyzny, pójście w niewiadome bez pieniędzy, całkowite zaufanie Bogu? To wszystko było krzyżem. Ale za każdym razem Maryja mówiła Bogu „tak”. Miała Go zresztą przy Sobie – swojego Syna. Jakże mogła inaczej zrobić? Mogła tylko mówić „tak”. I to przepełniało Jej Serce pokojem, dawało ufność i nadzieję, przynosiło radość.
Tak samo może być w naszym życiu. Matka Boża zaznała różnego cierpienia i zna nasze cierpienie. Nie różnią się one zbytnio. Postarajmy się, spróbujmy choć w jednym dniu mówić Bogu „tak”, a zobaczymy jak bardzo zmieni się nasze życie. Nie zmieni się cierpienie, zmieni się nasze spojrzenie na cierpienie. To my się zmienimy i będziemy inaczej je przyjmować. Stanie się ono naszą drogą do zbawienia. A teraz, módlmy się i śpiewajmy. Módlmy się razem z Maryją i prośmy Boga, aby pomógł naszym sercom nakłonić się ku temu słowu: „tak” wobec Boga