Spróbujmy odkryć, jak wielką jest miłość Boża do każdego człowieka; miłość, która uprzedziła każdego z nas, o wszystkim pomyślała, wszystko przewidziała, wszystkim kieruje i prowadzi, która zapewnia nam wszystko; miłość, która roztacza przed nami wspaniałą przyszłość i już w tej przyszłości umiejscawia.
Niech nasze serca będą spokojne, chociaż wybrany fragment Pisma Świętego (Oz 1,2-2,5) wydawać się może dziwny. Przyjmujmy wszystko z wielką ufnością, z wiarą w Bożą miłość. Wiele słów z tego fragmentu może zatrwożyć człowieka, mogą one zaniepokoić nas, a jednak miejmy przed oczami wielką miłość Boga, bo to ona jest latarnią, która rozświetla wszystko. Z nocy czyni dzień, a w dzień wszystko to, co przerażało nocą okazuje się, iż niewarte jest strachu.
Bóg umiłował człowieka zanim go stworzył. A stworzył właśnie dlatego, że umiłował, że zapragnął, aby człowiek mógł uczestniczyć w Jego życiu, w Jego miłości, aby mógł żyć w samym Jego Sercu. I obdarza człowieka wszystkim, czego on potrzebuje, aby mógł żyć szczęśliwie. Jednak człowiek nie odpowiada na miłość Boga. Żyje swoim życiem, interesuje się różnymi sprawami, w ten sposób odpycha od siebie obecność Boga, Jego miłość, odrzuca Jego miłosierdzie. Ale Bóg kocha miłością doskonałą. Ta miłość jest wieczną, nigdy nie ustaje. Dla człowieka takim synonimem wieczności jest słońce, a więc miłość Boża jest jak słońce, które nieustannie świeci nad nami, nieustannie jest, nieustannie daje ciepło, dając przez to również życie. Jest przecież ogromną gwiazdą, a istnienie słońca naukowcy obliczają na wiele, wiele lat. I nie zgaśnie ono za naszego życia, za życia naszych następców. Bóg jest czymś więcej niż takie słońce. Jego miłość nad nami nigdy nie zagaśnie. Jest nieustannie. Jest również wtedy, kiedy człowiek popełnia grzech, kiedy odwraca się od Boga, kiedy wręcz świadomie odrzuca miłość Bożą. Bóg nieustannie jest i Jego miłość nieustannie jest. Bóg i miłość – to jedno. W tej niezmierzonej, niepojętej miłości Bóg nieustannie pochylony jest nad człowiekiem, chcąc stale prowadzić człowieka ku wieczności, ku szczęściu, a więc to pochylenie Boga nad człowiekiem jest od samego momentu stworzenia człowieka. Nieustannie Bóg jest nad człowiekiem pochylony. Nie ma momentu, w którym Boga by nie było przy człowieku.
Pochylenie się miłości Boga nad człowiekiem objawia się w różny sposób. Objawiało się za czasów narodu wybranego w Starym Testamencie i objawia się teraz, w nowych czasach. Nieustannie Bóg pochylony jest nad człowiekiem, czyli nieustannie Jego miłość towarzyszy człowiekowi. Stale jest to działanie podnoszące, uzdrawiające, działanie pełne miłosierdzia, ratujące człowieka. Wszystko, co wydarza się w narodzie wybranym, wszystko, co wydarza się w Kościele – nowym narodzie wybranym, jest obecnością miłującego Boga. W Starym Testamencie możemy czytać o przeróżnych wydarzeniach, w których Bóg stale, poprzez wybranych przez siebie ludzi, opiekuje się swoim narodem, ratuje go, pociesza, podnosi, wskazuje drogę, pokazuje jak żyć. W Kościele podobnie, poprzez wybrane osoby Bóg przeprowadza Dzieło, które ciągle od nowa przywraca dusze Bożej miłości. Ciągle od nowa przebacza, uzdrawia, przybliża do swego Serca. Dzieje się to nieustannie, bo nieustannie świeci nad nami słońce miłości, nigdy nie gaśnie i nigdy nie zachodzi.
Każde dzieło w Kościele jest niejako nowym sposobem ukazania miłości, nowym sposobem objawienia się Boga w Jego miłości tylko po to, aby człowiek uwierzył, aby mógł nawrócić się, aby mógł żyć. Maleńka droga miłości jest dokładnie tym, o czym mówimy – kolejnym objawianiem się Bożej miłości, kolejnym pochyleniem się Boga nad człowiekiem, kolejną Jego łaską i objawiającym się miłosierdziem. Wszystko to jest wyrazem Jego miłości; nie natręctwa, nie tego, że Bóg czegoś chce od człowieka, ale miłości. Człowiek potrzebuje Boga, dlatego Bóg jest obecny przy człowieku.
Spójrzmy teraz na przeczytany fragment z Księgi Ozeasza. Mowa tam o kobiecie nierządu, o niewiernościach, o upadkach, o gniewie Boga. Jest to alegoryczne przedstawienie relacji, jaka zachodzi między człowiekiem a Bogiem. Człowiek otrzymuje tak wiele od Boga. Jest umiłowanym dzieckiem Boga, jest Jego miłością. Jednak odwraca się od Niego i nie jest Mu wierny. Stąd te porównania. Co prawda Bóg nie gniewa się w taki sposób, jak gniew okazuje człowiek. Porównanie do relacji ludzkich jest tylko próbą przybliżenia człowiekowi, by lepiej zrozumiał Bożą miłość, Boże Serce. Bóg obdarzył ludzkość, poprzez obdarowanie naszej wspólnoty wielkimi łaskami, wielkim dobrem i prowadzi nas dzień po dniu, krok po kroku. Tak jak dawniej prowadził naród wybrany, tak teraz prowadzi Kościół i naszą wspólnotę. Ale w naszych sercach nie ma pełnej wierności, w sercach nie ma pełnej ufności, nie ma przyjmowania Bożej miłości z całą otwartością. Nie ma też pełnej odpowiedzi, rzucenia się w przepaść ramion Bożych. Przepaść może przerażać, ale są to ramiona Boże, tak ogromne. Wielkie umiłowanie Boga oczekuje od człowieka odpowiedzi na miarę tego wielkiego umiłowania, a więc odpowiedzi totalnej, całkowitej.
Dlaczego Bóg oczekuje totalnej odpowiedzi? Ponieważ On dokładnie wie, co ze sobą niesie odpowiedź połowiczna. Znając całą sytuację, stan ludzkości współcześnie, wiedząc dokładnie, w jaki sposób działa szatan i wiedząc, jakie będą jego następne kroki, Bóg wie, że tylko całkowita, totalna odpowiedź na Bożą miłość, a więc rzucenie się w przepaść Bożych ramion, daje człowiekowi ocalenie, prowadzi go do zbawienia. Nie było jeszcze w dziejach ludzkości tak wielkiego zagrożenia, niebezpieczeństwa, jakie jest teraz. Chodzi tutaj o dusze ludzkie. Nie mówimy o jakichś wojnach czy katastrofach, ale o zagrożeniu duszy ludzkiej, a ono jest o wiele ważniejsze niż cokolwiek innego. Otoczeni jesteśmy tak wielkimi niebezpieczeństwami, że połowiczne, częściowe tylko danie odpowiedzi Bogu niczego nie załatwia. Człowiek albo cały będzie należał do Boga, albo, jeżeli wydaje mu się, że tylko rękę gdzieś tam wysadzi, aby coś uchwycić, cały za tą ręką zniknie i już nie będzie należał do Boga. Tak wielkie jest niebezpieczeństwo dla dusz współcześnie. Nie zdajemy sobie sprawy z zagrożeń, które nas otaczają i poprzez które szatan nie tylko porywa ludzi wrzucając do piekła, on dusze ludzkie rozszarpuje, pożera. Trzeba tu użyć takich porównań, które by przywodziły na myśl dzikie zwierzęta, straszliwe płomienie, ogromne cierpienie i wszystko to razem jest niczym wobec nienawiści szatana do człowieka i Boga, wobec tego, co szatan czyni z człowiekiem.
Bóg dając ten fragment dzisiaj pragnie nas uczulić, abyśmy mieli świadomość, iż każda niewierność, każde nieposłuszeństwo jakby czyni nas w oczach Bożych nierządnicą, tym niewiernym narodem, który w konsekwencji cierpi przez swój grzech. I chociaż Bóg przyrównany jest tutaj do reakcji ludzkich – gniewu i kary – to tak naprawdę kara jest wynikiem postępowania człowieka. Cierpienie ludzkie jest konsekwencją grzechu, a nie ręka Boża zsyła na nas jakąś karę. To tylko w stosunkach ludzkich rodzic daje np. klapsa dziecku. Bóg dając wolność człowiekowi dopuszcza, iż w tej wolności człowiek doświadcza konsekwencji swoich wyborów. Ale Bóg nieustannie kocha człowieka, również wtedy, kiedy człowiek czyni rzeczy straszne, bo odrzuca Bożą miłość. Cały czas jest pochylony nad człowiekiem i – tak jak w czytanym fragmencie – obiecuje, iż połączy wszystkich nas. I nakreśla przyszłość, a więc opiekować się będzie nami nadal.
Wspólnota przeżywa trudny czas. Nie dociekajmy teraz z czyjej to winy, nie szukajmy kto, jakim postepowaniem stoi za takim stanem rzeczy, jaki teraz jest. Bóg w swej przeogromnej miłości w swoim miłosierdziu pozwolił na to, co jest. W ten sposób również okazał nam swoją łaskę. W tym, co dla nas jest trudne, Bóg okazuje swoją łaskę. Ponieważ On wszystko może przemienić w dobro, więc i teraz w tym trudnym czasie Bóg okazuje swoją łaskę. W trym trudnym czasie, kiedy wydaje nam się, że jest mniej osób uczestniczących w dniach skupienia, czy Wieczernikach, Bóg przeprowadza naszą wspólnotę przez swoiste uzdrowienie, oczyszczenie. Zawsze jest tak, kiedy rozpoczynane są jakieś dzieła w Kościele, iż przypływ łaski i, można powiedzieć, nowości przyciąga wiele dusz. Jednak nie wszystkie te dusze w swych słabościach otwierają się w pełni na Boże działanie. Słabości ludzkie dominują nad człowiekiem i często przeszkadzają we właściwym otwarciu się na miłość i przyjęciu tej miłości. Różne są motywy, intencje, interesowania się nowym dziełem, różne są powody, dla których dusze przychodzą, aby posłuchać, aby pobyć trochę w jakiejś wspólnocie. Dlatego zazwyczaj przychodzi taki czas w dziele, kiedy ludzkie słabości wydają się burzyć pewne plany Boże, bądź też czasami wydaje się, że wręcz niweczą je. Bóg pozwala na to, ale jest to Jego łaska, poprzez którą chce On uzdrowić wewnętrznie to dzieło, a raczej dusze w tym dziele, by z większą mocą, z czystszymi intencjami, należąc do Boga w pełni, mogły pójść za Nim, pozwalając Mu na przeprowadzenie swego dzieła w Kościele. Często ludzie mają pretensje do innych, że przez nich coś się nie powiodło, że zrobili coś złego i dlatego sprawy kuleją, nie idą po naszej myśli. To są ludzkie słabości i każdy je posiada. A że akurat słabości jednych może są bardziej widoczne i bardziej dotkliwe dla innych, dlatego odczuwamy je bardziej, ale to nie znaczy, że w innych tych słabości nie ma. Słabości wszystkich składają się jak gdyby na stan całej wspólnoty i tego, co się dzieje w Dziele. A więc nie zawiniła jak gdyby jedna, dwie czy trzy osoby, które coś tam zrobiły konkretnego, co w konsekwencji dało jakieś dalsze postępowanie. Można powiedzieć, że wina rozkłada się na wszystkich, bo wszyscy są słabością. Słabości jednych niejako przyzwoliły na to, że wyszły na jaw słabości następnych. Trzeba stanąć przed Bogiem, aby przede wszystkim zobaczyć Jego wielką miłość, która stale pochylona jest nad człowiekiem, nad nami, zobaczyć wspaniałość Jego prowadzenia tego Dzieła i uwielbić Boga w tym. Podziękować Bogu. Ważne jest, aby człowiek w jakimś stopniu docenił, uznał wartość tego, co otrzymuje od Boga. Człowiek nie jest w stanie w pełni docenić i zrozumieć wartości, ale na miarę swoich możliwości, aby zachwycił się tym, co od Boga otrzymuje.
Naszym pierwszym zadaniem dzisiaj jest podziękować Bogu, dostrzec, zachwycić się, wielbić Go za to wszystko, czego już dokonał posługując się nami, a więc duszami naprawdę małymi. Zobaczmy z jednej strony, jak wielka jest przepaść pomiędzy wielkością, wspaniałością Bożej miłości a nami – duszami tak bardzo słabymi. Z drugiej strony zauważmy, że Bóg tę przepaść przeszedł. To nie my musieliśmy iść przez tę przepaść, aby dotrzeć do Boga, ale to On przyszedł do nas i to On nas obdarza nieskończoną miłością. A ta miłość objawia się we wszystkim, co wydarza się w naszej wspólnocie od momentu jej powołania, od momentu powstawania, od momentu pojawiania się pierwszych osób. W jak niezwykły i wspaniały sposób Bóg prowadzi nas posługując się ludźmi naprawdę słabymi. Nie zraża się tym, ale czyni wielkie rzeczy. Przyrównanie do kobiety nierządu niech nie będzie dla nas obraźliwe, to raczej ma ukazać wielką dysproporcję pomiędzy wspaniałością, wielkością, czystością Boga a naszymi duszami. Pomimo tego Bóg zechciał posłużyć się nami, aby zrodziło się wielkie dzieło. Nie my jesteśmy jego twórcami, nie my jesteśmy tymi, którzy to Dzieło prowadzą. Wszystko czyni Bóg w nas, ponieważ z nas może zrodzić się tylko słabość. Z nas może powstać tylko to, co złe, ale Bóg sam zstępując do naszych serc poczyna w nas wielkie Dzieło – święte Dzieło.
Podziękujmy Bogu za to, co czyni i uwielbijmy Go we wszystkim. Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.