Największą i najpiękniejszą tajemnicą miłości jest Krzyż. Męka Jezusa na Krzyżu, Jego śmierć, ale i zmartwychwstanie mają w sobie tak wielkie, niezgłębione bogactwo, iż wszystkie słowa, jakie zostały już zapisane na temat cierpienia Jezusa, wszystkie księgi, które traktują o Jego Męce zbawczej, wszystko to jest maleńką kropelką w wielkim oceanie. Wszystko jest niczym wobec cudownej, niepojętej tajemnicy miłości. Jeżeli jakaś dusza powołana zostaje do przeprowadzenia pewnego dzieła w Kościele, ma do wykonania jakąś misję, to tylko wtedy będzie ją przeprowadzać z powodzeniem, gdy oprze swoje życie na największej tajemnicy miłości, czyli na Krzyżu. Ponieważ z Krzyża zrodzony został Kościół, wszystko, co dzieje się w Kościele dobrego, wszystkie dzieła w Kościele mają swoje źródło, swoje życie, swoje natchnienie, swoją mądrość i swoją moc właśnie z Krzyża. W różny sposób, w różnej mierze dusze czerpały z Krzyża, przeprowadzając w Kościele kolejne dzieła, ale zawsze były to dusze złączone z Jezusem Ukrzyżowanym, które czerpały z Dzieła Zbawczego. A to, co czyniły było pewnym elementem Dzieła Zbawczego Jezusa. Dzieło, które włączone jest w Dzieło Zbawcze ma sens istnienia, bycia i tylko takie dzieło się utrzyma i przynosi wielkie owoce.
O Krzyżu, o zjednoczeniu z Jezusem Ukrzyżowanym na maleńkiej drodze miłości mówiliśmy już wiele razy. Jednak człowiekowi ze względu na jego słabości trudno jest zrozumieć głębię, a jeszcze trudniej jest przyjąć do swego życia, by realizować te tajemnice. Na ile dusza otwiera się na prawdę o Krzyżu całą sobą, na tyle pozwala Bogu realizować przez nią dzieło zaplanowane przez Boga. Kiedy dusze doświadczają cierpienia powinny starać się łączyć swoje cierpienie z cierpieniem Jezusa na rzecz dzieła, które Bóg przez nie przeprowadza. Wtedy Bóg udziela temu dziełu, tym duszom wielu łask. Czasem dziwią się ludzie, w jaki szybki sposób rozwija się jakieś dzieło, nie widząc ile ci, którzy zostali do tego dzieła powołani znoszą różnych cierpień. Patrząc wstecz na historię Kościoła, chociażby historię powstawania różnych zgromadzeń, stowarzyszeń katolickich, instytutów, przede wszystkim widzimy po kolei następujące po sobie wydarzenia świadczące o tym, jak dzieła te się rozwijały. Nie zwracamy uwagi, że miało to miejsce w jakiejś ciągłości czasowej. Nie działo się to natychmiast, od razu, ale rozciągało się nieraz na lata. I nie wiemy też, przynajmniej nie wiemy w pełni, ile ci, którzy byli powołani do tych dzieł, doświadczali trudności, przeciwności, ile cierpienia było ich udziałem. Wiele razy było tak, iż wydawało się, że dane dzieło zanika lub też były tak wielkie trudności, że po ludzku nie do pokonania. Bywało też tak, że dzieło zapoczątkowane przez jedną, dwie, trzy osoby w swych początkach nie miało więcej członków, którzy by włączyli się w nie. I trwało to nieraz kilka, kilkanaście lat zanim Bóg do tego dzieła powołał następne osoby, by mogło się rozrastać. Patrząc z perspektywy wydaje się to łatwe – przetrwać kilka lat, bo potem dzieło się rozwinie. Ale kiedy samemu jest się w tym dziele, kiedy widzi się przeciwności, a nie widzi się przed sobą rozwoju, który nastąpi, kiedy trzeba jedynie ufać w to, co słyszy się we własnym sercu, trudniej jest trwać. A jednak właśnie na tej ufności i wierze Bóg opiera swoje dzieła i posługuje się zwykłymi ludźmi.
Dusze te tylko wtedy są w stanie przejść wszystkie etapy w dziele, gdy poznają tajemnice miłości Boga do człowieka, kiedy zagłębiają się w tajemnicę Krzyża. Bo tylko w tej Tajemnicy otrzymują wyjaśnienie i zrozumienie własnej drogi, sensu wydarzeń, sensu wszystkiego, co ich spotyka. Tylko w Krzyżu otrzymują to głębokie przeświadczenie prawdy o swoim powołaniu do dzieła. Nic innego, na niczym innym nie można oprzeć swego powołania, nic innego nie da pewności, nie da bazy, podstawy, nic nie wytłumaczy sensu wszystkich podejmowanych wysiłków na rzecz dzieła. Tym, co najlepiej tłumaczy, nadaje sens, jest zarówno drogą i celem, jest Krzyż.
W różny sposób krzyż ujawnia się w życiu takich osób, natomiast ważne jest, by te osoby zgłębiając tajemnicę miłości potrafiły zobaczyć Bożą miłość płynącą z Krzyża w swoim życiu, w konkretnych wydarzeniach. By potrafiły przyjąć ją właśnie w tych wydarzeniach, zobaczyć powiązanie pomiędzy wszystkim, co jest w ich życiu a krzyżem i miłością. Jeżeli nie znajdą tego powiązania, jeżeli nie oprą się na Miłości Ukrzyżowanej, nie znajdą w sobie w pewnym momencie dostatecznych sił. Nie będą potrafiły z perspektywy Bożej zobaczyć prawdy o tym, co dzieje się w ich życiu. Może być tak, że bardzo długo wydawać się będzie, iż dzieło się rozrasta. Ale przyjdą takie wydarzenia, które mogą zastopować dzieło w momencie, gdy dusza nie czerpie swej mocy z Krzyża, gdy nie zgłębia tajemnicy miłości z Krzyża, gdy nie osadza i nie wiąże wszystkiego z Krzyżem. Krzyż jest niewyczerpalnym źródłem sił i mocy, niewyczerpalnym źródłem łask. Człowiek do tej pory jeszcze, pomimo tylu wieków, które już upłynęły, nie zgłębił do końca tajemnicy Krzyża i nie rozumie tej wielkiej mocy, płynącej z Męki Jezusa. Nie rozumie też niezwykłości wyróżnienia w momencie, gdy zostaje włączony do Dzieła Zbawczego, gdy doświadcza sam cierpienia i krzyża. Nie rozumie wtedy, jak jest wywyższony, wyróżniony, obdarowany, ponieważ sam Jezus łączy go ze Sobą na Krzyżu. Niektórzy Święci rozumieli to w dużym stopniu i potrafili cieszyć się z krzyża, którego doświadczali. Doznawali cierpienia, byli przecież ludźmi, ale potrafili przejść ponad to doświadczenie bólu i cieszyć się, że są złączeni z Jezusem, że służą Bogu, że mają swój udział w Dziele Zbawczym.
Toteż i my spróbujmy spojrzeć na wszystko właśnie z tej perspektywy, zarówno na wydarzenia, które bezpośrednio dotyczą wspólnoty, jaki i na osobiste doświadczenia. Wszystko może być ujęte od strony Krzyża. Jeśli uświadomimy sobie, że poprzez swoje nawet najdrobniejsze cierpienia czy ofiarki zostajemy włączeni w Krzyż Jezusa, zjednoczeni z Jezusem Ukrzyżowanym, możemy doświadczyć na nieco innym poziomie radości z tego, że uczestniczymy w czymś, co jest najważniejsze, w czymś, co ma wpływ na dzieje ludzkości. Możemy ofiarować Bogu to, co już było. Nie szkodzi, że w momencie, kiedy wydarzały się pewne sprawy nie byliśmy świadomi, nie potrafiliśmy przyjąć. Możemy również teraz ofiarować Bogu to wszystko, co było. Jednocześnie możemy próbować ofiarowywać Mu każdą minutę każdego dnia, w każdej minucie najdrobniejszą sprawę, coś, co nas jedynie dotknęło, coś, co tylko zaniepokoiło, co wymagało tylko odrobinę wysiłku, a jednak ofiarowane Bogu przyniesie nam radość z uczestnictwa w Jego Dziele. Poza tym, czy uświadamiamy sobie, iż każde nasze najdrobniejsze cierpienie przeżywane tu na ziemi skraca nasze ewentualne przyszłe cierpienia czyśćcowe. A gdy posłuchamy niektórych Świętych dowiemy się, że woleli oni całe życie cierpieć na ziemi niż przeżyć jeden dzień w czyśćcu. Mieli oni świadomość, jak wielkie są cierpienia czyśćcowe.
Zatem przeciwności, trudności, cierpienia warto łączyć z Jezusem ofiarowując Mu z radością, myśląc o tym, że dostąpiliśmy wyróżnienia – uczestniczymy w Jego Dziele Zbawczym, w Jego Krzyżu, w Jego cierpieniu. Nasze cierpienie jest nieporównywalnie mniejsze, nijak się ma do cierpienia Jezusa, bo jest cierpieniem na naszą miarę. To nasze niewielkie cierpienie niech nam uświadomi, jak jesteśmy jeszcze mali i słabi, skoro Bóg nie dopuszcza do nas cierpień większych, trudności, przeciwności większych. Ale i to niech będzie radością naszą, że Bóg ma wzgląd na to, jacy jesteśmy, że Bóg nas zna. Zatem możemy mieć poczucie bezpieczeństwa, że we wszystkim Bóg nad nami czuwa i w każdej najtrudniejszej rzeczy, sytuacji On jest i nie dopuszcza więcej niż potrafimy przyjąć, znieść. A mając świadomość tego, że On jest Wszechmocny, że słuchają się Go chociażby burza i wiatr (por. Mk 4,35-41), że uległe są mu całe legiony (por. Mk 5,1-20), możemy się tylko cieszyć, że jesteśmy w dobrych rękach, czułych rękach Ojca, który daje tylko to, co dobre swoim dzieciom. Możemy dziękować za to dobro, które otrzymujemy i odpowiedzieć Bogu całymi sobą, ofiarowując Mu swoje życie.
Błogosławię was – W Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.