Biografia
Święta Teresa urodziła się 2 stycznia 1873 r. w Alencon (Francja) jako ostatnia z dziewięciorga dzieci Zelii Guerin i Ludwika Martin. Jej ojciec był zegarmistrzem, matka zaś koronkarką. Rodzice byli ludźmi pobożnymi i doświadczonymi przez cierpienie – wcześniej stracili już czwórkę dzieci. Okazało się, że i Teresie grozi śmierć, gdyż matka nie mogła jej karmić. Po kilku miesiącach prawie zagłodzonym dzieckiem zajęła się wiejska kobieta, u której mała Tereska spędziła pierwszy rok swojego życia. Po powrocie do domu krótko cieszyła się bliskością mamy. Zelia zachorowała na raka i zmarła 28 sierpnia 1877 r. W listopadzie cała rodzina przeprowadziła się do domu wuja Izydora w Lisieux.
Rok później odkryła „małą drogę dziecięctwa duchowego”. Pragnęła by jej życie stało się aktem doskonałej miłości, a cierpienie możliwością jej pogłębienia i wykazania. W lutym 1893 r. została mistrzynią nowicjatu. Rok później 29 lipca umarł jej tata.Pod koniec 1894 r. matka Agnieszka poprosiła ją, by spisała wspomnienia z dzieciństwa. W następnym roku Teresa ofiarowała się miłości miłosiernej Boga oraz została duchową siostrą kleryka, który przygotowywał się do misji. Napisała też pierwszy rękopis „A”, który wraz z jej kolejnymi rękopisami „B” i „C” stanowią autobiografię świętej, opublikowane po jej śmierci. Nocą w Wielki Piątek 1896r. pojawił się pierwszy krwotok z płuc. Niedługo później przeżyła „noc wiary”. Zmierzając ku śmierci zawierzyła się Jezusowi, przeżywając z Nim swoją drogę cierpienia. 30 września 1897 r. umarła w ekstazie miłości. W 1997 r. ogłoszono ją Doktorem Kościoła.
Pieśń Miłości św. Teresy od Dzieciątka Jezus
Św. Tereska od Dzieciątka Jezus cieszyła się z tego, że była mała. Cieszyła się, że nie potrafiła niczego. Cieszyła się, że jej miłość była tak nędzna, bo Matka Boża w niej i za nią kochała Jezusa. Cieszyła się, że nie pamiętała dawanych jej pouczeń. Przecież pierwszą zasadą – jak mówiła – jest: nic nie posiadać. Cieszyła się, że czuła ogromną słabość. Bo przecież to Jezus był jej mocą. Cieszyła się za każdym razem, gdy doświadczała własnej nędzy, słabości, niemożności czynienia dobrze. Im bardziej uświadamiała sobie, że nic nie ma, nic nie potrafi i niczym jest, tym bardziej zdawała się na Jezusa. On wtedy wyrównywał jej braki, wypełniał je swoją mocą, świętością, miłością. Czy wiecie, że gdy Jezus nie dawał jej odczuć swojej obecności, ona dziękowała również za to.Tak dusza najmniejsza cieszy się wtedy, gdy doświadcza braków. Bo to jest jej droga. To droga braków, doświadczania nieposiadania niczego, nawet pociechy duchowej. Co nie znaczy, że Bóg ich nie udziela. On hojny jest w tym względzie bardzo. On jest hojny w nadmiarze. Swoją hojnością przewyższa wszystkich. Jednak po chwilach Jego czułej, tkliwej, cudownej obecności w sercu, nastawał czas nocy, ciemności. Wtedy św. Tereska cieszyła się ogromnie. Bo wbrew pozorom, to była dla niej nadal Jego obecność. On dawał jej poznać stan swojej duszy podczas cierpienia na Krzyżu. Pozwalał jej w ten sposób w nim uczestniczyć. Uważała to za rozkosz, by móc uczestniczyć w męce Jezusa! Konała z radości przyjmując Jego cierpienie. I przestawało być nim dla niej. Stawało się samą radością, samą słodyczą.
Apostolstwo św. Teresy od Dzieciątka Jezus
Chcemy z pomocą św. Tereski poznać kierunek naszego apostolstwa. Na czym ma polegać to apostolstwo? Tak, jak zadaniem karmelitanki jest wspierać modlitwą i cierpieniem kapłanów, być dla nich siostrą duchową, tak nasze apostolstwo ma polegać na modlitwie i cierpieniu w intencji powierzonych nam kapłanów. Bóg dlatego dusze najmniejsze nazywa małymi siostrami i braćmi kapłanów, bo są ich rodzeństwem duchowym. Stojąc z boku, towarzysząc ich krokom, mamy modlić się i przyjmować cierpienia w ich intencji, tak, jak czynią to karmelitanki. Tak, jak czyniła to również św. Tereska. Jej pragnieniem były misje.I Bóg spełnił jej pragnienie. Duchowo wspierała misjonarzy, choć na krok nie ruszyła się z miejsca. W Świecie Ducha wszystko jest możliwe, a modlitwa, akt woli i ofiara mają wielką moc. Są siłą dokonującą przemian, przyciągającą duszę i prowadzącą je ku zbawieniu. My modląc się za kapłanów, składając ofiarę z siebie w ich intencji, poprzez siłę ducha, uczestniczymy w ich kapłaństwie. Możemy przejmować ich cierpienia, brać na siebie ich ofiary, towarzyszyć im duchowo wszędzie, gdziekolwiek przebywają. Możemy swoją modlitwą, poddaniem się działaniu Ducha Świętego prowadzić ich myśl, wspierać ich kazania i czynnie uczestniczyć w modlitwach przez nich prowadzonych. Dusze, które pociągnięte kazaniami tych kapłanów, przyjdą pod Krzyż Jezusa, będą również duszami naszymi. Podczas błogosławieństwa kapłańskiego, módlmy się również, zarówno za danego kapłana, jak i za dusze. Módlmy się o całkowite poddanie się działaniu Ducha Świętego, o to, aby przez jego posługę Bóg dotykał serc ludzkich i dokonywał nawróceń. Modląc się, ofiarowując i przyjmując cierpienie w jego intencji, będziemy mieli udział w jego całym kapłaństwie, w apostolstwie, w zdobytych dla Jezusa duszach. On zaś uzyska łaski, jakich potrzebuje każdy kapłan. On będzie miał udział we wszystkich łaskach, darach, w jakich uczestniczy twoja dusza. Niosąc tak kapłana w swoim sercu, przyczyniać się będziemy do ubogacenia kapłaństwa o naszą „duchowość”. Wszystko, czym Bóg nas będzie obdarzać, będzie również udziałem kapłanów. My zaś będziemy ubogacani łaskami kapłanów. W ten sposób dusze nasze zyskiwać będą jakoby „podwójnie”.
To możliwe jest tylko w Świecie Ducha. Nie lękajmy się, więc, kiedy słyszymy o małej siostrzyczce, czy małym braciszku kapłana ofiarowujących się w ich intencji. Takie pokrewieństwo duchowe istnieje, a przykładem tego jest św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Miała ona braci kapłanów, oni zaś w niej zyskali siostrę.
Módlmy się, abyśmy potrafili przyjmować ten wylew łask, jakim Bóg w niesamowitej swej hojności nas obdarza. Dziękujmy Mu nieustannie, bo szczodrobliwy jest wobec nas ponad miarę. Nie lękajmy się tego. Pozostańmy tak małymi, stale oddawajmy wszystko Matce Najświętszej – naszej umiłowanej Mamusi. Starajmy się, aby wszystko zostało w ukryciu. Sami nigdy nie mówmy o tym ludziom. Niech z naszych ust wychodzi jedynie uwielbienie i chwała dla Stwórcy. Chciejmy zawsze tylko jednego: kochać Jezusa i wszystko czynić dla Niego, nic dla wzroku ludzkiego. Jeśli o tym będziemy pamiętać, zachowamy wśród wielu łask pokorę i dziecięctwo. A to najbardziej podoba się naszemu Boskiemu Oblubieńcowi. Niech Jego małe dusze – oblubienice przyobleką się na stałe w szatę pokory i przykryją nią przed wzrokiem ludzkim wszystko, czego dokonuje Bóg w duszy, sercu, życiu.
Wielbijmy i dziękujmy nieustannie Boga. Już otrzymaliśmy tyle, że nie starczy nam życia na wyrażenie tej wdzięczności. Nie marnujmy nawet sekundy na wątpliwości. Zawsze i wszędzie dziękujmy i kochajmy. Aby Miłość w naszych sercach znalazła odpowiedź na nią samą. Aby w sercach Miłość była kochana. Aby Jezus nigdy nie był smutny w nich. Nasza jedna myśl wątpiąca w Jego Miłość, zrani Go bardziej niż biczowanie. Bo tak wielką obdarzył nas Miłością. Tak wielką Miłością nas otacza i tak wielką Miłość złożył w sercu każdego z nas.
Zamieńmy się w małe ofiarki Miłości, całe złożone z modlitwy dziękczynnej. Bądźmy dla Małego Jezusa ulubioną zabawką, dla Ukrzyżowanego – bądźmy Jego Sercem, Jego rękami i stopami, dla Zmartwychwstałego – Jego naczyniem napełnionym Duchem Jezusa, dla Ducha bądź ustami, dla Ojca – dziecięciem i owieczką składaną wraz z Synem na ołtarzu Miłości. Bądźmy Jego wolą, Jego pragnieniem, Jego miłością. Nie chciejmy być nigdy sobą, dla siebie. Bądźmy zawsze Jego, dla Niego i w Nim.